niedziela, 11 maja 2014

Głupstw przeszłości nie da się cofnąć, ale da się naprawić.

Rozdział 3

Z oddali usłyszałam gwizdy i owacje. Ktoś zaczął krzyczeć: ,, Jeszcze jeden". Poczułam, że się rumienię i uśmiecham. Sakit trzymał mnie w swoich ramionach. Podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Odwróciłam się. Zobaczyłam gromadzących się wokół nas naszych przyjaciół.
- Idioci - Sakit uśmiechnął się od ucha do ucha, ale nawet uśmiech nie zamaskował jego czerwonych policzek.
- Chyba mówisz o sobie. - Powiedział dwu metrowy blondyn który podszedł do nas aby przywitać się z Sakitem. - I jak zwykle spóźnieni. - Mruknął pod nosem Harry.
- Taka tradycja - wypaliła radośnie Chole, czerwonowłosa piękność. Chole była moją przyjaciółką, była wyższa ode mnie, ale i tak o głowę niższa od Harrego.
Przywitaliśmy się z wszystkimi z naszego klubu, a właściwie drużyny, którą stanowiło piętnastu chłopaków i piętnaście dziewczyn, wliczając w to mnie i Sakita. Co robiliśmy o godzinie siódmej trzydzieści w lesie?? Trenowaliśmy się w sztuce wojennej. Wprawdzie wojna pomiędzy Shadows a Knight skończyła się ponad osiem lat temu, ale cały czas prowadzone były działania wojenne z innymi krajami i nie wiadomo było czy któryś z tych krajów nie napadnie na nasze miasto. W Knight i Shadows były wyspecjalizowane szkoły wojskowe, które szkoliły specjalnych żołnierzy zwanych The Raiders. My nie mogliśmy chodzić do tych szkół, ponieważ nasze miasto nie należy jeszcze do żadnych z tych krajów. Nawet po zjednoczeniu królestw, po oficjalnym włączeniu naszego miasta do nowego państwa i po połączeniu tych szkół nie będziemy mogli tam uczęszczać. Takie zasady. Nikt natomiast nie powiedział, że sami nie możemy się czegoś nauczyć, aby w razie potrzeby ochronić nasze miasto. 
- To co dzisiaj trenujemy?? - Spytałam po chwili milczenia.
- Dziś poćwiczymy walkę w ręcz, a później strzelanie z łuków?? - Jak zwykle Sakit rozplanował już nasze zajęcia. Wszystkim rozdał plan treningowy na dziś i następny tydzień.
- A walkę wręcz ćwiczymy w duetach czy pojedynczo?? - spytała ta wredna małpa Eter. Wiedziałam, że chce trenować z Sakitem, który od dawna jej się podobał.
- Gdybyś spojrzała na kartkę którą ci przed chwilą dałem wiedziałabyś, że zorganizujemy dzisiaj rozgrywki z których wyłonimy dwóch zwycięzców, po jednym z każdej kategorii, którzy będą walczyć ze sobą w finale. To będzie świetny trening, a przy okazji sprawdzimy jakie postępy zrobiliśmy w ciągu miesiąca.
- No cóż, skoro musimy. - jęczała Eter
Wylosowaliśmy swoich przeciwników, oczywiście jedna osoba z każdej kategorii była bezpieczna przez pierwszą rundę. Moją pierwszą przeciwniczką była Aoi, z którą wygrałam bez przeszkód. Z resztą dziewczyn też poradziłam sobie bez problemu. Tak jak Sakit dotarłam do półfinałów. Moim przeciwnikiem okazała się Eter, a Sakita - Vox. Półfinały były ciężkie. Eter nabiła mi kilka ładnych siniaków zanim ją pokonałam. Kątem oka dostrzegłam, że walka pomiędzy chłopakami się nie skończyłam. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam krew na głowie Sakita, co mnie przeraziło. Natomiast Vox był tylko mocno poobijany. Walka była zażarta, żaden z nich nie chciał przegrać. Obaj nie mieli już siły dalej walczyć, lecz Sakit miał większą wolę zwycięstwa. Nagle Sakit uderzył Voxa z półobrotu w twarz. Ten zachwiał się i upadł co było równoznaczne z jego przegraną.Wszyscy wybuchli radością i śmiechem, ponieważ zawsze to się tak kończyło. Jak zawsze Sakit podszedł do Voxa i podał mu rękę aby pomóc mu wstać i na znak, że nie chowają do siebie urazy. Tym razem Vox nie podał ręki. Widać było po nim wściekłość i żal, ale nie byłam pewna do kogo. Sakit podszedł do mnie uśmiechnięty, ale przygaszony i zmęczony. Chyba było po mnie widać, że martwię się o niego i o jego ranę na głowie, bo kiedy podszedł powiedział:
- Oto zwycięzca dzisiejszych zawodów!!! - podniósł mi rękę na znak zwycięstwa, a później przytulił mnie z uśmiechem na ustach i pocałował w czoło.
Po chwili radości nastąpiła dwudziesto minutowa przerwa na opatrzenie rany i własnej dumy. Ja zajęłam się opatrzeniem ran Sakita z czego nie był zadowolony. Na szczęście zawsze ze sobą mieliśmy apteczkę. Sakit krzywił się kiedy polałam mu ranę wodą utlenioną. Rana na szczęście okazała się długa, ale nie głęboka.
- Jak on ci to zrobił??? - spytałam po chwili dłuższego milczenia
- Nie wiem. Walnął mnie pięścią tak że mnie zaćmiło, a potem poczułem ból na czole.
- Rana wygląda mi na zrobioną nożem. - stwierdziłam po dokładniejszym zbadaniu.
- Przecież ustaliliśmy, że ... - przerwał i pogrążył się w swoich myślach - Hmm... Chyba muszę z nim porozmawiać. - próbował wstać gwałtownie. Ledwo go powstrzymałam, przecież ledwo się ruszał. Wiedziałam też co się wydarzy, że zacznie się bojka nie tylko pomiędzy Sakitem i Voxem, ale też pomiędzy resztą chłopaków.
- Ja z nim porozmawiam, dobra?? - Chciałam wstać, ale powstrzymał mnie.
- Nie chce abyś to ty z nim rozmawiała. - w gruncie rzeczy Sakit był bardzo zazdrosny, a szczególnie kiedy chodziło o mnie i o Voxa.
Ja i Vox jesteśmy przyjaciółmi odkąd tylko pamiętam, a Sakit pojawił się kiedyś i od razu zaczął mnie denerwować. Chłopcy nigdy się nie dogadywał, a szczególnie odkąd tylko jesteśmy razem. Sakit przestał się kłócić z Voxem, bo go o to poprosiłam, ale gdy poprosiłam o to wysokiego, czarnowłosego i niebieskookiego chłopaka, którego nazywałam przyjacielem zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam.  
- I tak z nim porozmawiam. - Sakit popatrzył się na mnie spode łba - Nie martw się przecież mnie nie zje, a i tak miałam zamiar z nim porozmawiać o czymś innym. - Uśmiechnęłam się do niego najszczerzej jak tylko potrafiłam, ale  i tak mi nie uwierzył.
- Czas na strzelanie z łuków!! - krzyknął niezwracająca już na mnie uwagi.
Jeśli chodzi o łucznictwo nie ma w naszej drużynie lepszego łucznika ode mnie. Sakit był zły. Hmmm... To mało powiedziane był wściekły. Cały czas podchodził do mnie i się czepiał o byle co. Jeśli chodzi o technikę nie jestem w tym najlepsza, ponieważ mam własną, którą doskonaliłam przez lata. Zaczynało mnie to irytować, ale do końca zachowałam kamienną twarz. 
- Chłopie przestał byś się już jej tak czepiać - usłyszałam za sobą ostry, ale przyjemny głos.
Za mną i moim chłopakiem stał Vox.
- Czepiasz się jej, a sam nie potrafisz zrobić tego lepiej od niej. - On zawsze był dla mnie jak starszy brat, który broni mnie przed natrętnymi łobuzami.
- Vox przestań, nikt nie jest idealny łącznie ze mną. - Spojrzałam na niego miną wręcz błagalną.
- Dobra już dobra, ale on i tak nie powinien nikogo tak traktować - rzucił jeszcze odchodząc.
Sakit  był nad wyraz spokojny, lecz jego szare oczy zrobiły się praktycznie białe. Wróciłam do pozycji strzeleckiej. Poczułam na swoim ramieniu lekki dotyk, który dobrze znałam, ale teraz był jeszcze lżejszy i delikatniejszy. Usłyszałam ciepły, delikatny głos który wyszeptał ,, Przepraszam". Po swojej lewej stronie zobaczyłam odchodzącego białowłosego chłopaka. Trening dobiegał końca i wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Szukałam wzrokiem Sakita lecz go nie znalazłam. Zawsze wracaliśmy razem. Zawsze, ale dziś na mnie nie czekał. Ktoś stał za mną, czułam to. Odwróciłam się z uśmiechem myśląc, że to Sakit ale... zobaczyłam tylko Voxa, który uśmiechał się do mnie. Niestety ja nie potrafiłam odwzajemnić jego uśmiechu.
- Nie mnie się spodziewałaś tylko jego. - dopiero teraz zauważyłam, że zostaliśmy sami. Chłopak przysunął się do mnie bliżej.
- Ja ... Tak myślałam, że to Sakit ale...
- Ale on cię zostawił. - Staliśmy tak dłuższą chwilę milcząc. - Dzisiaj traktował cię okropnie. Wkurzył się, że mu nieźle dokopałem i wyżywał się na tobie.
- Miał do tego prawo!! - Nie umiałam się już powstrzymać - Ty oszukiwałeś, użyłeś noża prawda?! Przecież ustalaliśmy... Ty nawet to wymyśliłeś, a teraz - Przytulił mnie niespodziewanie, a ja się rozbeczałam jak głupia. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Przepraszam tak jakoś wyszło. Po prostu byłem zazdrosny o to, że jest najlepszy, że wszyscy go tak chwalą o to wszystko co ma, a przede wszystkim ... o ciebie. - Wyrwałam się szybko z jego uścisku. Byłam wstrząśnięta. Przecież byliśmy przyjaciółmi przecież tamto się nie liczy, przecież ... Podszedł do mnie bardzo blisko nachylił się do mojego lewego ucha i wyszeptał:
- Wciąż myślę o tym co ci powiedziałem tamtej nocy.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział II

Rozdział 2 

 Zeszliśmy do kuchni po kręconych schodach. Mili siedziała już przy stole z miską swoich ulubionych tęczowych płatków. Jak zwykle rozczochrana i z książką. Podeszłam i na przywitanie rozczochrałam bardziej jej długie, brązowe włosy. Moja młodsza siostra spojrzała na mnie spode łba. Sakit przywitała ją pogodnym uśmiechem, po czym spytał się jej co czyta. Nie pamiętam co czytała, bo cały czas rozglądałam się szukając mamy w naszej dość dużej kuchni, połączonej z jadalnią.
- Mili gdzie jest mama??
- Mam nadzieję, że wyszła a my się z nią nie miniemy. - powiedział to nie w porę bo mama właśnie w tej chwili weszła przez drzwi.
- A dlaczego nie chcesz się ze mną widzieć Sakit ?? Czyżbym była już taka stara i brzydka, czy może też znowu wszedłeś przez okno na drugim piętrze, zamiast przez drzwi jak normalni ludzie ?! - Stanęła za nim i wpatrzyła się w niego jakby chciała go udusić. Sakit nie bał się moich rodziców, ale czół do nich ogromny respekt.
- Nie proszę pani. - Powiedział to niemal zaczynając się jąkać.
- A tak w ogóle to Dzień dobry. - uśmiechnęła się i podeszła pocałować mnie w policzek.
- Dzień dobry proszę pani. 
- Hej mamo. - Czułam złość  w słowach mojego chłopaka, więc spróbowałam je zagłuszyć moim uśmiechem i pogodnym przywitaniem.
- Znów wybieracie się na te treningi ?? Nie znudziło wam się to jeszcze ?? - ciągnęła moja mama jakby chciała jeszcze bardziej go wkurzyć. I zazwyczaj jej się to udawało. Nie wiarygodne ile w tej drobnej osobie w czarnych lokach było zawziętości i wytrwałości.
- Przecież wiesz, że chodzimy tam trenować odkąd się tu wprowadziliśmy. - spróbowałam to powiedzieć z uśmiechem i w jak najradośniejszy sposób, ale zachowanie mojej mamy zaczynało mnie już to irytować.
- No tak, ale w tedy byliście dziećmi takimi jak Mili i jej koledzy, a teraz jesteście już prawie dorośli. - Zrobiła tą swoją przymilającą minę. Jak dla mnie to ta mina przypominała mi minę wiedźmy.
- Keira, chyba musimy już iść, bo się spóźnimy. - W jego głosie słyszałam nacisk. Dobrze wiedziałam, że nie chce już dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z moją mamą. Mama odwróciła się tyłem i zaczęła coś szykować.
- Już chcecie wychodzić ?? Keira a zjadłaś śniadanie ?? - Mama nie dawała nam spokoju
- Sakit ma rację musimy już iść, a śniadanie zjem później na mieście.
- Weź chociaż jabłko. - Z niechęcią wziełam jebłko, naktóre nie miałam ochoty. Wpatrzyłam się w zieloną skórkę jakby było najcenniejszym skarbem świata i zaczełam krążyć myślami wokół mojej rozmowy z Sakitem. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Mili, która jakoś dizwnie siedziała cały czas cicho:
- Sakit a zrobiłbyś to salto, które ostatnio pokazywałeś albo pokaż jakieś inne tricki ?? - spytała swoim słodkim, przymilającym się głosikiem, którego często używała kiedy z nim rozmawiała.
- Pżecież nie zrobi tego w domu, a po za tym my naprawdę musimy już iść.
- Tak, Keira ma rację, może następnym razem jak przyjdę to pokarzę ci coś zupełnie nowego, dobrze Milianno.
- No... dobrze.
Sakit jak zwykle otworzył mi drzwi, po czym pożegnał się z Mili i moją mamą. Szliśmy boczną ulicą nie odzywając się do siebie. Po mimo wczesnej godziny na ulicach było już zakorkowane, a ludzie przeciskali się przez siebie. Szłam pierwsza, Sakit szedł za mną. Skręciliśmy na główny plac w mieście, a następnie w ciemną uliczkę. Uliczka była wąska ale spokojnie mogliśmy z Sakitem iść obok siebie. Zauważyłam jego zamyśloną twarz i nawet nie musiałam zgadywać o czym myśli, bo dobrze wiedziałam o czym. Ja też o tym myślałam. O naszych snach. Przeszliśmy przez teren zabudowany i prawie wpadliśmy na dwu metrowy płot. Już czułam zapach leśnych drzew i wiosennych łąk. Bez problemów przeskoczyliśmy płot, a następnie skierowaliśmy się w stronę lasu. Szliśmy już dobre pięć minut ( a zostało nam jeszcze jakieś dziesięć minut drogi ) gdy Sakit mnie zatrzymał. Objął mnie w pasie i spojrzał mi prosto w oczy. Kochałam wpatrywać się w jego błękitne oczy. Uśmiechnął się i zgarnął mi z twarzy kilka kosmyków moich czarnych włosów.
- Kocham je. 
- Ale co ?? - Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Twoje wielkie czarne oczy. - Przytulił mnie mocno i zaczął szeptać. - Nie sądzisz, że byliśmy sobie od zawsze przeznaczeni ?? Ta sama data urodzin, te same zainteresowania, lubimy tą samą muzykę, te same dyscypliny sportu, mamy podobne sny i ... - tu na chwilę urwał - bardzo podobne tatuaże.
Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam w jego oczy, które stały się smutne. Mnie tez zrobiło się smutno, a on to zauważył.
- Miałeś o tym nie wspominać. Przecież w naszym świecie takie rzeczy się zdarzają, prawda ??
Spojrzał na mnie z powagą. Dobrze wiedział, że nie lubię rozmawiać o swoim tatuażu na brzuchu. Były takie podobne... mój tatuaż na brzuchu i jego na lewy ramieniu, były podobne, ale nie takie same.
- Wiem, ale to mnie męczy, nurtuje, nawet już denerwuje. Ale teraz to nie pora na takie dylematy. - Nawet nie zauważyłam kiedy siedziałam już mu na baranach, szliśmy dalej, a on rzucał swoje oklepane dowcipy, z których i tak się śmiałam. Kiedy weszliśmy na polanę zeszłam z niego na ziemię. Chwycił mnie za rękę, przyciągną do siebie i wyszeptał, gładząc mnie po policzku:
- Zapomniałem o jednej rzeczy, która nas łączy... Oboje mamy wspaniały dar. - nachylił się i pocałował mnie w usta.

sobota, 3 maja 2014

Rozdział I

Rozdiał 1

     Ciemność i tylko ciemność. Spadam w dół. Nagle wyłania się światełko z tunelu. Pojawiają się jakieś uśmiechnięte twarze. Wydają się znajome, ale jakby z bardzo odległej przeszłości. Pojawiają się małe dzieci. Uśmiechnięte i rozradowane. Słychać ich śmiech. Gdzieś z daleka dochodzą do mnie jakieś uciążliwe dźwięki. Dzzzzz.... 
     Budzik wyrwał mnie ze snu. Kolejny raz ten sam sen. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na datę w telefonie. Sobota 9 maja. Wolny dzień. Odwróciłam się tyłem do okna i zasnęłam. Próbowałam powrócić do snu. Znów zaczęłam spadać w dół w ciemność. Zobaczyłam światło i usłyszałam głos, głos który tak dobrze znam, który budzi mnie codziennie, na który rano tak bardzo czekam. Dziś nie chciałam go usłyszeć, starałam się wyprzeć go ze swojej głowy. Otworzyłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w słowa jakiejś piosenki, którą znam, ale nie umiałam sobie przypomnieć co to za piosenka. Słowa docierały do mnie powoli, szeptane wprost do mojego ucha. ,,I will always love you. You, my darling you." Czułam oddech i ciepło z niego płynące. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą twarz którą tak dobrze znałam - Sakit. Uśmiechnął się szerzej, po czym objął mnie, pocałował w czoło i powiedział :
- Wreszcie Cię obudziłem Wasza Królewska Mość. - Witał mnie tymi słowami codziennie odkąd byliśmy mali, starannie je podkreślając. ,,Wasza Królewska Mość" to, ,, Wasza Królewska Mość" tamto. Kiedyś denerwowało mnie to, ale teraz uważam, że to nawet słodkie.
- Znowu z tym zaczynasz ?!
- Z czym ?? Przecież wiesz, że dla mnie zawsze byłaś i będziesz królową mojego serca. - Zawsze odwalał jakąś gatke, aby mnie udobruchać. Tak jak teraz.
- Kiedy wchodzisz przez okno, to mógłbyś je zamykać bo rano nie jest jeszcze aż tak ciepło.
- Ale miłe powitanie. A wystarczyłoby zwykłe: ,,Dzień dobry Sakit" albo jeszcze milsze dla mnie     ,,Też Cię kocham". - Widać było po nim, że zaczynam go powoli wkurzać jak co dzień rano kiedy przychodził. Zamknął okno przez które wszedł i już miał się odwrócić gdy:
- Kocham Cię i to bardzo, bardzo - powiedziałam dosłownie rzucając się na niego i przytulając się mocno.
Uśmiechnął się, ale zaraz spochmurniał i powiedział:
- Znów miałem TEN sen.
- TEN sen ??? Jaki sen ??? - spytałam radośnie, udając zdziwienie i zaskoczenie, ale dobrze wiedziałam o jaki sen mu chodzi.
- Nie udawaj głąba Keira, dobrze wiesz o jaki sen mi chodzi.
- Dobrze już dobrze, chciałam się z tobą trochę poprzekomarzać - powiedziałam wychodząc z łóżka w swojej piżamie z Garfieldem na koszulce.
- To nie są żarty, sny nie powinny się aż tak często powtarzać, one  w ogóle nie powinny się powtarzać. 
Siedział teraz na brzegu mojego łóżka, ze spuszczoną głową. Ten sen zawsze powodował u niego głębsze przemyślenia, ale dzisiaj miałam wrażenie, że to coś więcej.
- To jak myślisz mogę w tym iść do klubu ?? - Spytałam pokazując mu letnią, błękitną sukienkę, którą tak bardzo lubił. Bardo chciałam zmienić temat.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, niewiedzący chyba o co mi chodzi. Po chwili uśmiechnął się, na co liczyłam.
- Pewna, że dasz radę w tym ćwiczyć ?? A poza tym wolę żebyś zachowała tą sukienkę na cieplejsze dni kiedy będziemy tylko we dwójkę.
Po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Chwilę później wzięłam białą bokserkę i czarne dresowe spodnie i wyszłam do łazienki. Kiedy wróciłam, zobaczyłam Sakita nachylonego nad moim biurkiem. Dopiero teraz zauważyłam, że ma już na sobie strój sportowy, łącznie z jego ukochanymi butami. Odwrócił się i wyciągnął rękę, w której trzymał kartkę z moim rysunkiem. Na rysunku była postać mężczyzny z mojego snu.
- Tobie też ci się śni, prawda ?? Ten sen, który masz od dawna. Dzisiaj pewnie też ci się śnił. - Wyszarpnęłam mu rysunek. Chciałam mu powiedzieć, że te sny nic nie znaczą, że to wszystko to nic, ale on dalej ciągnął: 
- Zauważyłaś, że śnią nam się w tym samym czasie. Jakby były czymś połączone, jakaś tajemnicą. Wiem, że tak uważasz i, że nie przyznasz się do tego, ale za dobrze cię znam, i wiem, że też się nad tym zastanawiasz.
- Przestań! Mówiłam ci, że to tylko sen, że nic nie znaczy i mnie nie obchodzi. - Ale on miał rację. Martwiłam się tym snem tak jak on, ale nie potrafiłam mu przyznać racji.
- Pewnie masz rację. Jak zwykle zresztą. - Podał mi moją czarną, dresową bluzę i pocałował mnie w czoło - A teraz chodźmy już na dół przywitać się z twoją mamą. Eh... Coś czuję, że znowu oberwę za wchodzenie do twojego pokoju przez okno.
Otworzył mi drzwi i wyszliśmy z pokoju.

piątek, 2 maja 2014

Prolog


Prolog


Noc.
Mgła, gęsta, szara i przerażająca. Nikt nie odważyłby się do niej wejść.
A jednak z mgły zaczęły wyłaniać się ciemne i przerażające postacie. Zakapturzone i uzbrojone. Niebezpieczne. Zwiastujące coś strasznego.

Ciemna komnata. Wyłaniające się postacie, krzyk i płacz małych dzieci.

Ranek.
Słychać jedynie krzyki, płacz, łzy i groźby.


Miesiąc później...

Wojna, krzyki przerażenia, ból, rozpacz, cierpienie, strach, żądza zemsty, strata.
Następne 10 lat wygląda tak samo. Ciągła walka.



I nagle spokój

Cisza przed burzą.