poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 7 - Historia Macko

Czytasz = Komentujesz <3

Dziennik Macko
Wczoraj widziałem jak spała. Właściwie było to dzisiaj nad ranem. Przez to wszystko ja sam wcale nie spałem, ale to nic. Przecież ja nie muszę spać. Nie jest mi to do niczego potrzebne. A na pewno nie do życia. Jej też nie. Nikomu z naszej rodziny. I IM też to nie jest potrzebne. 
Dziś rano dostałem niezły opieprz od ojca. Za co?! Za to że jakiś durny paparazzi złapał mnie na bójce z tym debilem, a co gorsza dobrze wiedział kim jesteśmy. Dlatego też nasze twarze były dziś na pierwszych stronach gazet z różnymi tytułami. 
Myślałem, że chociaż tu będę miał chwile oddechu. Ale jednak byłem w błędzie i to wielkim.
A wracając do rzeczywistości jest południe, a ja wykończony leżę na swoim łóżeczku i myślę tylko o tym, że albo pójdę teraz spać, albo napiję się czegoś mocniejszego, co może choć trochę mnie rozrusza, a ponieważ kawa na mnie nie działa więc alkohol jest dla mnie jej odpowiednikiem. A dlaczego o tak wczesnej godzinie jestem wykończony? Dlatego że tatuś uznał, że opieprz to za mało i musi mnie wykończyć fizycznie. 
Jak zwykle po moich "wybrykach", w wielkiej sali treningowej, naszej szkoły dla Raiderów, byłem tylko ja i on przeciwko mnie, ale tylko chwilę, ponieważ w drzwiach pojawił się William ze swoim ojcem. Od razu wiedziałem, że chodzi o to samo co w moim przypadku. Nasi ojcowie przywitali się dość kulturalnie, natomiast ja miałem ochotę przywalić temu palantowi. Wszyscy to wyczuli, wyczuwalne było też to że Will miał ochotę zrobić to samo co ja. Po krótkiej wymianie zdań władcy kazali nam założyć nasze bransolety, które w tym wypadku miały nam zapewnić ochronę nadgarstków i ogólnie umożliwić nam obronę. Mój tata wyciągną swój miecz - Aureus'a, a król Shadow swój topór. Walili w nas tak bez żadnej przerwy z dwie godziny po czym uznali, że możemy się wykończyć nawzajem. Nie żebym nie był zadowolony z tego, że mogę MU dowalić, ale wkurzał mnie tłum gapiów, którzy nie mieli nic innego do roboty. Wśród nich była moja ukochana siostrunia - Nelly. Kocham ją, ale doprowadza mnie do szału. Nie kłócimy się często, ale bijemy codziennie, oczywiście w ramach treningu. Pewnie to ona tutaj wszystkich sprowadziła. Nagle, pomiędzy błyskami żółtego ostrza, zauważyłem z kim rozmawia moja siostra. Rozmawiała z moją przyszłą żoną. 
Uwielbiam moje zaaranżowane małżeństwo. Nie to, że mam coś przeciwko Emmie, akurat ją lubię najbardziej lubię z całej ICH rodziny, ale ja jej po prostu nie kocham. Tłumaczyłem to ojcu już wiele razy ale on na to ,, To dla dobra kraj. Jesteś to winien swoim poddanym". Emma jest śliczna, miła i spędza trzy-czwarte dnia czytając książki. Potrafimy się dogadać. Poprawka. Powinniśmy się dogadać, ponieważ rozmawiałem z nią tylko dwa razy kiedy miałem trzynaście lat. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że osiem lat później będzie moją żoną. Mając dwadzieścia jeden lat będę mieć żonę. Moi koledzy mają niezły ubaw, ale wiem, że niemnogą się doczekać wieczoru kawalerskiego. Śmieszne. Normalnie ślub miałbym za jakieś tysiąc lat. Władzę odjąłbym pewnie jeszcze później. To chore żyć kilkanaście tysięcy lat. Ja żyję już prawie trzysta, ale wyglądam na dwadzieścia jeden. To normalne, przynajmniej dla Raiderów. Kiedy Keira zaginęła wyglądałem na trzylatka. Przez ostatnie osiemnaście lat szybko się zestarzałem. I nie tylko ja. 
Zaczynam prawić sobie jakieś wywody. Jej... Ja naprawdę muszę być zmęczony.
Wracając do tego co działo się na sali treningowej, przez to że moją uwagę skierowałem na Emmę o mało co nie odcięto mi ucha. To była dla mnie nauczka. Później znowu zmiażdżyłem Williama. Jestem z tego bardzo, ale to bardzo zadowolony. Kiedy nasza walka się skończyła, nie umiałem ruszyć się z miejsca. Byłem tak obolały, że miałem ochotę położyć się na podłodze i zostać tam na zawsze. W końcu na sali zostałem ja, Will, Nelly, Emma i nasi rodzice. Nelly próbowała podleczyć mi rany cięte, jest w tym całkiem niezła, ale coś ją rozpraszało i nie umiała się skupić. Władcy Shadow i władcy Knight, czyli rodzice Emmy i moi, dyskutowali o czymś zawzięcie. W końcu odważyłem się i powiedziałem co widziałem. 
Muszę się wreszcie ruszyć. Mam w nosie że paparazzi pewnie znowu mnie znajdą i jutro w gazecie znowu zobaczę swoją twarz. Muszę ją zobaczyć. Muszę im udowodnić, że to ona.
Na szczęście Crystal 5 jest skończony. Mój kochany motocykl. Tak KOCHAM MOJEGO ŚCIGACZA!! 
Muszę jeszcze tylko wziąć prysznic, przebrać się i uprosić Nelly, żeby mnie kryła przed rodzicami. A jeszcze muszę się jakoś przemknąć niezauważony obok ,,Cerbera" to znaczy obok pierwszego doradcy taty.
No to do dzieła!!!



Pół godziny wcześniej

w wielkiej sali treningowej:

- Tato mam ci coś do powiedzenia.
- Nie teraz. Widzisz, że rozmawiamy. - Maco zaczął podchodzić bliżej rodziców.
- Ale to bardzo ważne.
- Maco!! Powiedziałem coś. - Ojciec przerwał mu ostro, ale macko nie dawał za wygraną.
- Tu chodzi o Keire!! - Wszyscy stanęli jak wryci, Nelly, Emma i William podeszli bliżej.
- Myślałem, że mamy to za sobą. Keira i Sakit nie żyją i musimy się z tym pogodzić. Wszyscy.
- Tyle że ja ją widziałem!
- Nie opowiadaj głupot kochanie - Jego mama podeszła bliżej i spojrzała mu w oczy. - Nie masz już pięciu lat żeby opowiadać takie głupstwa. - Słychać było, że głos jej się łamie. Jej Mąż stanął za nią i położył ręce na jej ramionach. 
- Wszyscy już się pogodziliśmy z ich stratą. Ty też musisz się w końcu z tym pogodzić. 
- Tato, ale ty mnie nie słuchasz! - Wyrwał się z uścisku matki. - Wy wszyscy mnie nie słuchacie! Widziałem ją wczoraj! Dorosłą, całą i zdrową! - wziął kilka głębokich oddechów, po czym skończył - Widziałem ją wczoraj w klubie i nie tylko ją. - Władcy Shadows spojrzeli na niego z nadzieją. - Widziałem ją i Sakita. A w  pobliżu  wyczuwałem jeszcze kilku Raiderów. Musieli to być ich znajomi. Świetnie się wczoraj bawili. William powiedz, że sam tego nie zauważyłeś? Tego ogromu energii jaka tam była. - nastała długa niezręczna cisza. 
- Naprawdę widziałeś mojego synka? - spytała nieśmiało Layla - królowa Shadows.
- Tak. Chyba tak, nigdy wcześniej go nie widziałem, więc nie jestem w stanie ocenić czy to był on. Tyle, że ten chłopak był podobny do tego co mi opisywano. Białe włosy i szare oczy, takie jak waszej wysokości, no może trochę jaśniejsze, ale nie jestm w stanie tego określić, bo po pierwsze był nieźle upity, a po drugie lasery na scenie zniekształcały wszystko.
- Chyba nie masz na myśli któregoś z tych pijanych dzieciaków ze sceny. Mój brat nigdy by się tak nie zachowywał. -William wreszcie zabrał głos. - Żyjesz po prostu mażeniami i tyle.
- To nie prawda! Jestem tego pewien w stu procentach. 
-Masz jakieś dowody na potwierdzenie swojej teorii? - Głos króla Knight był taki jak zazwyczaj, głęboki, władczy ale zarazem i łagodny.
- Niestety nie.
- Więc nie ma na razie o czym spekulować. 
- Ale...
- Żadne ale. To koniec tej rozmowy. A byłbym zapomniał ustaliliśmy chwilę temu, że cała wasza czwórka ma zakaz opuszczania pałacu bez naszej zgody. Chyba wszyscy nie chcemy aby sytuacja z poranka się powtórzyła. 
- Oczywiście.
Po godzinie od zajścia Nelly siedziała w swoim wielkim i przede wszystkim nowym pokoju, przeglądając najnowsze modowe pisemka. Leżała teraz na swoim łóżku z baldachimem i zakreślała na zielono rzeczy które musi mieć, a na czerwono które koniecznie musi mieć i to w przeciągu kilku następnych dni. Tak więc całe gazety były koloru czerwonego. Nagle do pokoju wszedł Macko.
- Hej! - Uśmiechnął się do swojej siostry i usiadł obok niej na łóżku.
- Czego chcesz? - Nel odłożyła gazetę na szafkę nocną i usiadła po turecku na łóżku.
- Dlaczego myślisz, że coś od ciebie chce?
- Nie wiem może dlatego, że się do mnie uśmiechasz tym swoim przymilającym się uśmieszkiem i założyłeś trampki, które ci ostatnio kupiłam, a które tak bardzo ci się nie podobały?
- Bzdury pleciesz. Te trampki są świetne i pasują mi do kurtki. - Uśmiech i szybkie mruganie oczkami.
- Dobra to co mam zrobić? - Dziewczyna przewróciła oczami i odwzajemniła uśmiech.
- Odwróć uwagę "Cerbera" żebym mógł się wymknąć. 
- Znowu? A nie pomyślałeś o tym, że może ja też chcę wyjść do ludzi?
- Wiem, ale ja naprawdę muszę. To bardzo, ale to bardzo ważne. - Macko zamilkł i uważnie wpatrywał się w siostrę. 
- Myślisz, że to naprawdę ona?
- Nel. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Jestem tego absolutnie pewien. 
- Jesteś gotowy? Mam nadzieję, że tak. - Nie czekając na chłopaka zeszła z łóżka i wyszła z pokoju. Macko Podążał za nią. Doszli do schodów prowadzących prosto do głównego holu. Znajdował się tam mężczyzna który rozmawiał ze strażnikami. Nelly nagle wyciągnęła za pleców małą paczkę. 
- Poczekaj na sygnał. - Powiedziała po czy zbiegła ze schodów i podeszła do mężczyzn. Zaczęła z nimi krótką rozmowę, którą Macko doskonale słyszał. Dziewczyna wcisnęła kit strażnikom i "Cerberowi" , że nie umie poradzić sobie z otwarciem paczki, ponieważ przed chwilą pomalowała sobie paznokcie, a nie chce sobie ich zniszczyć i poprosiła ich o pomoc w otwarciu paczki. Jeden z strażników zgodził się jej pomóc. Kiedy tylko otworzył paczuszkę, wyleciały z niej fajerwerki, które strzelały pod sufitem. Niektóre z nich zaczęły wybuchać nad głowami mężczyzn. Strażnik, który trzymał paczkę upuścił ją i pobiegł przez korytarz, to samo zrobili pozostali. Nelly pokazała bratu za plecami ich ustalony sygnał i pobiegła korytarzem, który zrobił się cały kolorowy. Przed pałacem czekał na Macko jego motocykl, którego podstawił jego najlepszy przyjaciel. Macko wsiadł na motocykl, zapiął swoją ulubioną jasno niebieską, skórzaną kurtkę, założył kask idealnie pasujący do motocyklu, oraz kurtki, po czym odpalił silnik. Kiedy dotarł na miejsce, poczuł przyjemny zapach popcornu i waty cukrowej. Zaczęło mu burczeć w brzuchu i uświadomił sobie, że dzisiaj jeszcze nic nie jadł. Zdjął kask. Nagle do jego uszu dotarły głośne dźwięki granej muzyki, które on słyszał jeszcze głośniej przez jego wyczulony słuch. Postarał się skupić swój słuch na czymś innym niż muzyce. Usłyszał rozmowę dwóch dziewczyn idących w jego stronę. Rozmawiały o przystojnym motocykliście  przed  nimi. Chłopak rozejrzał się wokół i z zadowoleniem, zauważył, że jest jedynym motocyklistą na tej ulicy. Więc kiedy dziewczyny go mijały, uśmiechnął się do nich swoim uwodzicielskim uśmiechem i puścił im oczko. Dziewczyny odwzajemniły uśmiech i zaczęły chichotać. Macko w końcu zszedł ze swojej maszyny, założył ciemne okulary i zgłodniały ruszył w stronę stoiska z popcornem. Kupił sobie dużą paczkę i zaczął się rozglądać. Kiedy tak sobie chodził jego wzrok przykuła osoba, której by się tu nigdy nie spodziewał.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc jest rozdział 7. Wiem, że dodaję go z opóźnieniem i szczerze za to przepraszam, ale moja siostra podsunęła mi nowy pomysł na ten rozdział i po prostu zaczęłam go pisać od nowa. Jak pewnie zauważycie cały rozdział jest poświęcony Macko,  który w następnych rozdziałach odegra dość ważną rolę.

Dzięki mojej siostrze wpadłam na genialny pomysł i właśnie w takich o to rozdziałach  będę wam przybliżała sylwetki bohaterów. Rozdziały takie jak ten będą się pojawiać od czasu do czasu.
Napiszcie mi czy takie rozdziały wam się podobają, to będę wiedzieć czy takie coś ma sens. 
Jeśli ktoś ma jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera : @Ewczak_
Życzę wam miłego, ostatniego tygodnia wakacji i do zobaczenia za tydzień.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 6


Czytasz -> Komentuj, to naprawdę motywuje :)


Obudziłam się w swoim łóżku. Po kilku mrugnięciach moje oczy nie potrafiły się przyzwyczaić do światła więc postanowiłam zamknąć je jeszcze na kilka minut. Bolała mnie głowa i to strasznie. Wczoraj wszyscy nieźle się upili. Niestety w tym ja. Ale o dziwo bólu było mi wygodnie, miło i nie miałam pojęcia dlaczego, skoro od kilku dni nie potrafiłam normalnie spać. Nie pamiętałam wszystkiego z wczorajszej nocy. W końcu moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Podniosłam głowę i już wiedziałam dlaczego tak dobrze mi się spało. Spałam wtulona w Sakita. Niestety czas przyjemności dobiegł końca. Leżałam jeszcze chwilkę przypominając sobie ciemną postać która znalazła się w moim pokoju, po czym sprawdziłam godzinę na telefonie, który nie wiem jakim sposobem znalazł się na blacie mojej szafki nocnej. Była dokładnie 9:00. Nadszedł czas by wstać. Po mimo tego, że była niedziela nie mogłam sobie pozwolić na zbyt długi sen. W końcu leniwie podniosłam się z łóżka. Nie miałam serca budzić Sakita. Był taki słodki, a przede wszystkim spokojny kiedy spał. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej jeansy ze złotymi ćwiekami przy kieszeniach i zwiewną białą koszulę z napisami, której rękawy postanowiłam podwinąć. Przed zamknięciem drzwi do łazienki jeszcze raz zerknęłam na łóżko. Przejrzałam się w lusterku. Nie zdziwił mnie fakt, że miałam podkrążone oczy i ogólnie wyglądałam jak zombie. Przemyłam twarz wodą. Stałam tak chwilę opierając się o umywalkę i przyglądając się swojemu odbiciu w lusterku. Próbowałam przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Pamiętałam wszystko dokładnie do momentu kiedy chłopcy śpiewali na scenie. Z późniejszych godzin pamiętałam tylko kilka tańców z Sakitem, Harrym i innymi chłopakami, chyba nawet raz czy dwa zatańczyłam z Voxsem, pamiętałam kilka rozmów przy stoliku. Nagle coś mnie olśniło. Odkąd stałam przy scenie na której wygłupiali się pijani chłopcy, ktoś mi się przyglądał, ktoś kogo już wcześniej widziałam. Wybiegłam z łazienki jak poparzona i od razu stanęłam przy zawalonym papierami biurku. Szukałam obrazka, który narysowałam kilka dni temu. W końcu go znalazłam, a właściwie serie rysunków z wczorajszego wieczoru. Tak całą teczkę z rysunkami. Zaczęłam ją przeglądać i z każdym rysunkiem powracał cały wieczór. Taniec z Sakitem, rozmowy przy stoliku, karaoke i chłopak przyglądający się naszemu stolikowi. Znalazłam tam jeszcze rysunek bójki i rysunek, na którym wyglądało jakby chłopak śledził naszą paczkę po wyjściu z klubu. Niestety na rysunkach nie było widać całej twarzy, a ja w aktualnym stanie nie mogłam dokładnie jej sobie przypomnieć.
- Sakit, chyba zaczynam mieć paranoję tak jak ty! - W tym momencie chciałam obudzić mojego chłopaka, ale nie było go na moim łóżku. Zamiast niego leżała tam tylko karteczka, którą zauważyłam dopiero po przybliżeniu się do łóżka. Na karteczce pisało tylko ,, Kocham Cię". Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wróciłam do łazienki i zrobiłam sobie lekki makijaż aby nie było widać po mnie przeżyć z ostatniej nocy. Kiedy skończyłam poranną toaletę postanowiłam trochę uporządkować moje biurko, które nie wyglądało zbyt dobrze pod stertą papierów. Kiedy już miałam zamiar poodkładać wszystko na swoje miejsce do pokoju wpadła Mili.
- Mama każe ci zejść na śniadanie. Wszyscy już czekają. 
- A dzień dobry to nie łaska powiedzieć i tak ogólnie puka się przed wejściem!!
- Dobra, tylko zejdź wreszcie na śniadanie.
  Było mniej więcej trzydzieści minut po dziewiątej. Przy stole siedzieli już moi rodzice i Mili. Przywitałam się z nimi i usiadłam. Tata zaczął wypytywać mnie o wczorajszy wieczór. Nic nie wspomniałam im o alkoholu bo nie byliby zachwyceni. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać kiedy im puściłam nagranie z ''koncertu'' chłopców. Kiedy skończyliśmy śniadanie jak grzeczne dziecko posprzątałam po sobie i po moich rodzicach. Kiedy już umyłam talerze i szklanki dostałam SMS'a 
,, Spotkajmy się dziś na festynie, czekaj na mnie koło amfiteatru". Festyn rodzinny zupełnie o tym zapomniałam... Cóż to u mnie normalne. Posprzątałam całą kuchnię i salon. Postanowiłam pójść na górę i dokończyć sprzątanie biurka. Sprzątałam i sprzątałam i dziwiłam się coraz bardziej. Przeglądając kolejne rysunki widziałam sceny z mojego życia, moje sny, marzenia. Zaczęło mnie to przerażać ale i wciągać, interesować. Chciałam wiedzieć dlaczego to robię. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy:
- Kochanie za dwadzieścia minut wychodzimy.
Spojrzałam na elektroniczną ramkę na której widniała godzina 11:11. Zapatrzyłam się na zdjęcie moje i Sakita sprzed roku. Było to zdjęcie z naszych 17-nastych urodzin. Hej... przecież w przyszłym tygodniu są nasze urodziny, a ja nie mam prezentu dla niego. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać bo musiałam się ubrać. Ubrałam sobie luźną białą bokserkę z czarnym napisem "GIRL", czarne, krótkie spodenki z ćwiekami i czarne sandałki małym obcasie. Założyłam jeszcze do tego srebrną bransoletkę z napisem "Forever", którą dostałam na 17-ste urodziny. Spakowałam do małej czarnej torebki błyszczyk, lusterko, trochę kasy, okulary przeciwsłoneczne i telefon. Byłam już przy drzwiach wyjściowych kiedy przypomniałam sobie, że powinnam zabrać kurtkę. Jak najszybciej pobiegłam do mojego pokoju po kurtkę, którą znalazłam pod łóżkiem. Schodząc po schodach słyszałam marudzenie Mili o tym że się spóźnimy. Musiałam tego słuchać całą drogę na rynek. Kiedy doszliśmy na miejsce cały czas rozglądałam się w poszukiwaniu Sakita, niestety nie mogłam go dojrzeć. Rodzice wybrali miejsce dość blisko sceny amfiteatru, rozłożyli koce i rozsiedli się wygodnie. Wokół nas było wiele takich rodzin. W części z nich rozpoznałam naszych sąsiadów, czy rodziny moich znajomych ze szkoły.
- Witaj Mark! Witaj Sandro! - Po plecach przeszły mnie ciarki, a za sobą usłyszałam głęboki męski głos. Gdy się odwróciłam ujrzałam poważną minę pana  Winters'a. Nigdy jeszcze nie widziałam ojca Sakita uśmiechniętego, za to jego żona uśmiechała się ciągle.
 - Witajcie Margaret i Bruno! Dziewczynki przywitajcie się - Mój tata wstał i podał rękę panu Winters.
- Dzień dobry! - odpowiedziałyśmy zgodnym chórem.
- Może się do nas dołączycie? - moja mama ciepłym uśmiechem zachęciła rodziców Sakita.
- Chętnie - odpowiedziała z uśmiechem pani Margaret po czym zaczęli rozkładać swoje koce obok naszych. Z przykrością zauważyłam, że nie ma z nimi Sakita.
- Pani Margaret, nie wie może pani gdzie jest Sakit? 
- Niestety nie wiem. Myślę że pewnie jest gdzieś z Harrym. W końcu razem mieli tutaj przyjść.
Po kilku minutach rozmowy mojej mamy z panią Margaret postanowiły rozejrzeć się po namiotach rozstawionych wokół placu. Tata zniknął gdzieś z panem Winters, bo jak zwykle mieli coś ważnego do obgadania, a Mili poszła z koleżankami na dmuchańce. Ja zostałam, ktoś w końcu musiał. Dobrze, że wzięłam książkę, którą niedawno kupiłam. Jeszcze nie miałam okazji jej zacząć. Książka nosiła tytuł ,,Obrońca nocy". Położyłam się więc wygodnie na kocu, założyłam okulary przeciwsłoneczne i w myślach podziękowałam mamie za to, że ją spakowała do dużej torby. Książka od samego początku wciągnęła mnie do granic możliwości. Uwielbiałam filmy o superbohaterach, ale książka to było coś o wiele lepszego, jeszcze tak romantyczna. Była praktycznie stworzona dla mnie. W pewnym momencie ktoś zastukał w książkę i położył się na kocu obok mnie. Zamknęłam książkę, odłożyłam ją na bok, zdjęłam okulary i przekręciłam się na lewy bok. Kto leżał obok mnie było to jedną z najoczywistszych rzeczy tego świata. To był White. Wpatrywał się teraz w błękitne niebo, które odbijało się w jego oczach. Nie było by rzeczy, która oderwałaby mnie od tego widoku. Kiedy odwrócił się do mnie, w jego oczach nie wyrażających żadnej emocji, zobaczyłam swoje odbicie. Nie wiem jak długo wpatrywaliśmy się w siebie, ale w tym momencie czas nie był ważny. W końcu przysunął się bliżej do mnie i  pocałował w czoło, po czym wstał bez słowa i podał mi rękę. Kiedy wstałam uświadomiłam sobie, że nasze mamy stoją kawałek dalej i wpatrują się w nas z uśmiechem, a raczej śmiechem. Sakit pociągnął mnie za sobą, nie wiedziałam gdzie nas ciągnie. Zatrzymał się gdzieś w tłumie. Porozglądał się chwilę, chwycił mocniej moja dłoń i poszliśmy dalej, ale już powolnym spacerkiem. Żadne z nas się nie odzywało. Rozglądałam się po mijanych przez nas straganach. Szliśmy i szliśmy, gdy w końcu przed nami pojawiła się ścieżka prowadząca przez las, a właściwie przez park, który tylko imitował las. Kiedy już żadne z nas nie widziało żadnego człowieka Sakit zaczął rozmowę. 
- Widziałem dzisiaj kogoś. - Powiedział to jakby ze smutkiem w głosie. - Dziewczynę z mojego snu. Tyle, że o wiele starszą, ale te włosy, te oczy i ten uśmiech... To musiała być ona.
- Ja też kogoś widziałam. Chłopaka z mojego snu, ale ja go widziałam wczoraj na imprezie. I co dziwne znalazłam rysunki na których jest on i my z wczorajszego wieczoru, a narysowałam je kilka dni temu
Chłopak przystanął i spojrzał w moje oczy. Uwielbiałam kiedy to robił, czułam się wtedy jakbym się w nim na nowo zakochiwała. Tak, to było właśnie takie uczucie. 
- Wiem, że nie lubisz tego tematu, ale dobrze wiesz, że w końcu będziemy musieli o tym porozmawiać.
- Wiem.
-A czy ciebie to nie dręczy? Bo mnie tak jak nic.
- Dręczy. - ,,Nawet nie wiesz jak" Pomyślałam
- Możesz się na mnie wściec, ale to musi być teraz. Musimy...
- Rozumiem do czego zmierzasz. - Zrobiłam krótką przerwę - Powinniśmy to wszystko wyjaśnić. Ale nie powiedziałam ci jeszcze jednego. - wdech - Znalazłam rysunek, na którym ewidentnie widać jak ten chłopak nas śledzi. To mnie przeraża. - Sakit przytulił mnie mocno.
- Wiem, mnie też coraz bardziej przestaje się to podobać. - Odprowadził nas z dala od hałasów dochodzących z placu. Szliśmy teraz przez opustoszałe miasto, a ja czułam się coraz bardziej niepewnie. Kiedy znaleźliśmy się na opustoszałym ryneczku z wielką fontanną, usiedliśmy na ławeczce, a pomiędzy nami znów panowała cisza.
- Kiedy się poznaliśmy? - Nie ukrywałam, że Sakit zaskoczył mnie pytaniem. Patrzeliśmy zamyśleni na wodę wystrzeliwaną przez fontannę.
- Kiedy mieliśmy po pięć lat, dokładnie tydzień przed naszymi urodzinami, na placu zabaw za przedszkolem do którego chodziliśmy. Pamiętam, że o mało co nie doszło do bójki pomiędzy tobą a Vox'em, ale przecież to chyba pamiętasz.
- Mhmm...
- Ale od zawsze miałam wrażenie, że skądś cię znam, jakbyśmy się już gdzieś spotkali.
- Mi też się tak wydawało kiedy cię zobaczyłem na placu zabaw na huśtawce. Miałem takie dziwne uczucie, jakbym cię znał. A pamiętasz naszą kłótnie w trzeciej klasie?
- Ooo tak. Jak mogłabym o tym zapomnieć? Rzuciłeś we mnie farbą.
- Właśnie o to chodzi, że tego nie zrobiłem. W sensie, że ten słoiczek z farbą, on... sam... tak jakoś poleciał. - W jego głosie było słychać smutek.
- Ta akurat ci uwierzę.
- Nikt mi w to nie uwierzył, ale ja go nie dotknąłem. W tym momencie tylko bardzo chciałem rzucić w ciebie tą farbą, ale odwróciłem się od ciebie żeby tego nie zrobić i wróciłem do mojego rysunku gdy nagle ty zaczęłaś krzyczeć. Kiedy się odwróciłem twoje plecy i włosy były całe w farbie którą akurat malowałem. Możesz mi wierzyć lub nie, ale to naprawdę nie byłem ja. - Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Mówił prawdę. Dobrze wiedziałam ktoś kłamie, a kiedy nie. Nie wiem jak, ale tak po prostu mam. A poza tym sama byłam niezłą aktorką.
- To niemożliwe, ale wierzę ci. - Powiedziałam to najspokojniej jak tylko potrafiłam. Teraz to on patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale też i z ulgą. - Wiesz mi też coś podobnego się przytrafia. Czasami kiedy kładę się spać zostawiam telefon w kurtce lub na biurku, ale kiedy budzę się rano zawsze jest na szafce nocnej, chociaż wiem, że zostawiłam go gdzie indziej, a nie lunatykuję bo to sprawdzałam i do tego to przytrafiło mi się dziś. Czasami też w taki sposób znajduję inne rzeczy, których potrzebuję w danym momencie. - Powiedziałam to tak naturalnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a przy tym zupełnie normalna.
- Ciekawe... Rysujesz rzeczy, których jeszcze nie przeżyłaś, ale przeżywasz je później, rzeczy pojawiają się kiedy ich potrzebujesz. Ja potrafię przesuwać przedmioty, bo to w klasie to nie był odosobniony przypadek, a do tego mamy te dziwne sny.
- Nie zapomnij o tym, że spotykamy się w lesie, aby trenować walkę na miecze i takie tam. Przecież to jest zupełnie normalne. - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - To wszystko jakieś dziwne. Zastanów się logicznie. Zaraz przecież to nie jest logiczne ani normalne!
- Logiczne... Tego nie można pojmować na logikę. Pomyślmy... Kiedy to się zaczęło wzmagać? Hmmm... To potęguje się każdego roku, przed jednym dniem. Dniem naszych urodzin. Przynajmniej w moim przypadku.
- W moim też - Odparłam po chwili namysłu.
- A więc to co się z nami dzieje ma związek z naszymi urodzinami. Być może nawet narodzinami. A do tego w tym roku to wszystko jest jakieś silniejsze. - Chłopak wstał i zaczął nerwowo chodzić.
- Chciałeś powiedzieć dziwniejsze. Nie denerwuj się wszystko jakoś się potoczy. Wszystko się jakoś wyjaśni. - ,,Jakoś" to słowo dźwięczało mi w głowie. Tylko jak?
- Wiem, ale jak? - Nastała długa, niezręczna cisza - Z czym to się jeszcze wiąże. Z czym?
- A pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? - Do końca nie byłam pewna czy o tym wspominać. Chłopak zerknął na mnie nerwowo. Podeszłam do niego i objęłam go za szyje.
- Pamiętam i to dobrze. Zresztą pewnie nie tylko ja.
- No tak, ale tamten pożar nie powstał sobie od tak. Zaczął się podczas naszego pocałunku, a mam wrażenie, że ...
- Nawet przez niego.- Dokończył za mnie.
- No bo w końcu świeczka nie mogłaby płonąć aż tak mocno.
-Ale nasz pocałunek tak? To chciałaś powiedzieć?
- Tak... Coś w tym guście. - Zapatrzona w mojego chłopaka nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam na sobie jego ciepły oddech i wzrok, który przewiercał. Wyglądał jakby chciał odczytać moje myśli. Tyle, że w nich kłębiły się tylko dwa słowa ,, Kocham Cię". I wtedy też to usłyszałam te słowa, ale nie wypowiedziane przeze mnie. 
- Też cię Kocham.
- Co?
- Powiedziałeś przed sekundą że mnie kochasz, więc ja odpowiedziałam, że też Cię Kocham.
- Tylko ja nic nie powiedziałem.
- Jak to?
- No tak to. - I wtedy zrozumiałam co się stało.
- Ty czytasz w myślach.
- Ja... Ja... Ja nie wiem jak to... - W tym momencie chyba całą zaczęłam się trząść, bo White mnie przytulił.
- Wiem. Ale to było niesamowite. Może skoro potrafisz czytać w moich to może będziesz umiała czytać w innych.
- Nie jestem pewna, pierwszy raz mi się coś takiego zdarza.
- Wiesz zauważyłem, że kiedy jesteśmy razem takie rzeczy dzieją się częściej, są małe i na pozór niezauważalne, ale są. 
- Zaczynam się bać. To wszystko mnie zaczyna przerastać. - Wyrwałam się z jego uścisku i obróciłam się do niego plecami. I zaczęłam nerwowo trzeć ramiona.
- Też się boję. Mam jakieś złe przeczucia. - Podszedł i przytulił mnie od tyłu.
- Mam pewien pomysł, a może tylko myśl.
- Słucham cię.
- Ten chłopak z twojego snu i ta dziewczyna z mojego, może oni coś będą wiedzieć o nas, może oni nam pomogą. Skoro nam się śnią i obserwują nas. To może.
- Nie jestem taka pewna, ale czuję jakby mnie ciągnęło do tego chłopaka.
- Słucham?!
- Chodziło mi o to, że czuję jakąś więź między nami. Ja... ja... nie potrafię tego opisać. - Sakit podszedł od przodu i patrzył na mnie oniemiały. Chyba nie zrozumiał o co mi chodzi. Otrząsnął się i znów zapatrzył w fontannę.
- Aha. - I znowu milczenie.
- Masz rację, może powinniśmy jakoś z nimi porozmawiać, dowiedzieć się czegoś o nich. O nas.
- Tylko, że nie możemy tak po prostu podejść i powiedzieć im o co chodzi.
- To może po prostu wracajmy na ten festyn. Jest szansa, że ich tam spotkamy. A później jakoś samo się potoczy.
- A podobnoś się boisz. Hmmm... - Uśmiechnął się łobuzersko, objął moją twarz rękoma i pocałował mnie tak, że fontanna zaczęła lekko świrować. Dobrze, że nikt tego nie widział. Przynajmniej mam taką nadzieję...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że dawno nie dodałam już żadnego rozdziału i za to przepraszam, ale o wenę twórczą ciężko w tych czasach. Mam nadzieję że mi wybaczycie.
Od tego momentu rozdziały będą dodawane co tydzień w sobotę lub niedzielę, ponieważ zbliża się szkoła (niestety nieubłaganie), a z tym moje zajęcia dodatkowe,więc raczej nie będę w stanie dodawać ich od poniedziałku do piątku. Uprzedzam od razu, że te rozdziały mogą być dodawane dość późno w nocy.
Teraz jeszcze jedno ogłoszenie:
Ostatnio dodałam bohaterów i ich opisy. Niektóre opisy są długie inne krótkie, ale wszystkie będą uzupełniane na bieżąco, a o ich poprawkach będę informować.


P.S. Jeśli mi się uda opowieść tę będę wzbogacać własnymi rysunkami i zdjęciami.

środa, 6 sierpnia 2014

Bohaterowie

Postanowiłam dodać bohaterów, ale uprzedzam, że wygląd (kolor włosów, oczu, skóry, wzrost) mógł zostać zmieniony, tak samo jak wiek, imiona i nazwiska. Dziękuje, że tu zaglądacie i zapraszam do bliższego poznania bohaterów tej historii.





  Keira Traceur/Knight czarnowłosa i czarnooka osiemnastolatka, którą zaczynają nawiedzać wizje. Jest głośna, zaborcza, pomysłowa, kłótliwa, uzależniona od adrenaliny, ale przy swoim chłopaku - Skicie - staje się spokojna i opanowana. Uwielbia książki, rysować, grać na swojej elektrycznej gitarze, trenować sztuki walki i chodzić na zakupy ze swoją najlepszą przyjaciółką - Chole. 


Sakit Winters/Shadow przystojny, wysportowany, utalentowany, rozchwytywany przez wszystkie dziewczyny. Białowłosy, biaooki osiemnastolatek. Spokojny, podejrzliwy, nieufny, opanowany, radosny, czasami zwariowany, ale przy Keirze staje się niepohamowany, zwariowany, szalony. Po swoich osiemnastych urodzinach odkrywa, że nie jest takim zwykłym chłopakiem jak mu się wydawało.


Chole najlepsza przyjaciółka i rówieśniczka Keiry, po uszy zakochana w Harrym. Jest jedną z najbardziej radosnych osób na świecie. Ma brązowe włosy i oczy, które ciemnieją lub robią się jaśniejsze w zależności od jej humoru. Odkrywa że jest jedną z osób z przepowiedni o trzynastu.


Harry najlepszy przyjaciel i rówieśnik Skita. Znają się od dzieciństwa. Odważny, spontaniczny, rozrywkowy. Zakochany z wzajemnością w Chole. Uwielbia swoje zielone pasemka na włosach które pojawiły się w dniu jego osiemnastych urodziny, a ich ilość powiększa się co jakiś czas. Od dzieciństwa jest również bardzo wysoki przez co jest bardzo zauważalny.



Vox najlepszy przyjaciel Keiry, który jest dla niej jak starszy brat (ma 19 lat). Zawsze się o nią troszczył i był blisko. Vox i Sakit od początku się nie lubią, ale kiedy Keira i Sakit są razem jest jeszcze gorzej, a relacje Vox'a z Keirą się pogorszył. Ma blond włosy (które wyglądają na tlenione, ale są jego naturalnym kolorem) z błękitnymi pasemkami idealnie pasującymi do jego koloru oczu.


Macko Knight Syn króla Knight, narzeczony Emmy. Prawdziwy brat Keiry i jeden z niewielu, który wieży, że ona żyje. Nienawidzi Shadowsów a w szczególności Williama.
Raider: Kryształ
 

Nelly Knight Córka władców Knight, młodsza siostra Macko, narzeczona Williama. Starsza siostra Keiry.
Raider: Rubin


Emma Shadow Siostra Sakit'a i Williama. Przyszła królowa, a obecnie narzeczona Macko.
Raider: Szafir

William Shadow Starszy brat Sakit'a, narzeczony Nelly. Nienawidzi Knightów, przez co często kłóci się z Macko.
Raider: Heliodor

Mike Knight - Król Knight

Sarah Knight - Królowa Knight


Antony Shadow - Król Shadow


Pepper Shadow - Królowa Shadow


 
Alex Torres - ,,Cerber"



To już prawie wszystko. Pracowałam nad tym baaaardzo długo, ale w końcu jest. Zapowiedź opowiadania:


                                  

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 5

- Heej Sakit - Harry próbował przerwać to niezręczne milczenie, ale chyba mu się to nie udało... Sakit nie odrywał wzroku z Voxa, a Vox z niego. W powietrzu czuło się napięcie. Niezręczną ciszą przerywały jedynie przejeżdżające samochody.
- Hallo ziemia do Sakita!! - Harry nadal próbował przerwać napięcie - Dobra stary wchodzimy do środka!- Harry chyba się wkurzył. Wziął Sakita pod rękę i zaprowadził do kolejki przy wejściu. Razem z Chole poszłyśmy za nimi. Nie staliśmy długo w kolejce bo znajomy ochroniarz od razu zauważył Harrego, którego naprawdę trudno było nie zauważyć (ma ponad dwa metry wzrostu i blond włosy z zielonymi pasemkami). Chłopak chwilę z nim pogadał, po czym bez trudu weszliśmy do środka. Kiedy weszliśmy moje oczy oślepiły światła kolorowych laserów, a do mojego nosa dotarł zapach alkoholu i potu. Chłopcy znaleźli jakiś wolny kącik niedaleko baru gdzie pomieściła się nasza ekipa, a właściwie tylko najstarsi z niej. Chłopcy poszli zamówić coś do picia. Usiedliśmy tak, że dziewczyny siedziały po jednej stronie stolika, a chłopcy po drugiej, ale Sakit jak zwykle wyróżniał się spośród reszty. Usiadł koło mnie, a nie koło Harrego tak jak miał w zwyczaju. Siedzieliśmy tak milcząc. Właśnie MILCZĄC! Odkąd tylko pamiętam nie było tak długiej ciszy między nami. Zawsze, ktoś się śmiał, albo płakał, ale nie było ciszy.
- No więc Sakit, gdzie się wybyłeś zaraz po treningu? - Vox... Ten to zawsze wie kiedy trzeba się odezwać.
- Byłem się przejść, a co?
- Nie, nic. Ale to chyba niebezpieczne zostawać swoją dziewczynę samą w środku lasu...
- Zamknij się Vox! - nie umiałam już tego wytrzymać, nawet jego obecności i sposobu w jaki na mnie patrzył. Wstałam i wzięłam Sakita za rękę - Idziemy zatańczyć!
- Chole yyy... może my też byśmy poszli? - Harry jak zwykle nieśmiało podchodził w stosunku do Chole.
- Jasne!
Chwilę później tańczyliśmy na parkiecie. Zauważyłam, że kilka innych osób dołączyło do nas. Sakit był świetnym tancerzem. Każda dziewczyna, która nie umie tańczyć przy nim czułaby się jak mistrzyni tańca. Tak też się czułam. Tańczyliśmy, śmialiśmy się, a on jak zwykle zaczął się wydurniać. Nie wiem kiedy, ale zleciała mniej więcej godzina odkąd przyszliśmy. Kiedy był blisko czas leciał szybko, albo zatrzymywał się w miejscu. Wróciliśmy do stolika gdzie nie było nikogo.
Sakit przyniósł nam nowe drinki. Siedzieliśmy tak i rozmawiali aż do stolika wrócili Harry i Chole. 
- No dobra Sakit, to gdzie uciekłeś zaraz po treningu.
- A dlaczego cię to interesuje Harry?? - Skit był widocznie zirytowany
- A dlatego - wziął łyk piwa - że jesteś moim kumplem, poza tym mieliśmy coś do zrobienia przed imprezą.
- Mieliśmy ... aaaa... No tak, całkiem mi to wyleciało z głowy.
- No ładnie tak zapominać o kumplach. - Po Harrym widoczne było podirytowanie. 
- Przepraszam, ale musiałem się trochę uspokoić. - Sakit uśmiechnął się do Harrego 
- No dobra, ale musisz nam to jakoś wynagrodzić - Teraz to Harry uśmiechał się od ucha do ucha - To co w poniedziałek po szkole??.
- No chyba nie mam wyjścia. 
- A co mieliście zrobić po treningu?? - No cóż... jestem bardzo ciekawska.
- Nic ważnego.
- Przed chwilą byłeś zły na Sakita, że nie przyszedł i was olał, a teraz mówisz że to nic ważnego?!
-Keira to nie było nic ważnego dla was, ale dla nas to trochę ważne.
- Harry daj spokój, coś kręcisz, a właściwie kręcicie tylko jeszcze nie wiem co.
Siedzieliśmy tak i gadaliśmy, później jeszcze trochę wypiliśmy i potańczyliśmy. W końcu wszyscy wróciliśmy do stolika. Po godzinie 22 zorganizowano karaoke. Chłopcy musieli być już bardzo wypici, bo w pewnym momencie wskoczyli na scenę, zrzucili osoby, które tam śpiewały i sami zaczęli śpiewać. Wszyscy zaczęli się z nich śmiać, a my z dziewczynami zaczęłyśmy ich nagrywać telefonami. Śpiewali wszyscy co do jednego. Nie mogłam w to uwierzyć, jeszcze nigdy nie byli tak zgodni. Bawiliśmy się wspaniale. Było około czwartej nad ranem kiedy wyszliśmy z klubu. Pożegnaliśmy się z wszystkimi i ruszyliśmy w stronę naszych domów. Sakit uparł się żeby odprowadzić mnie do domu. Szliśmy w piątkę: Ja, Sakit, Chole, Harry i Vox. Mam nadzieję, że wszyscy ludzie w okolicy mieli mocny sen, bo chłopcy cały czas darli się na cały regulator. W sumie my z Chole też. Sakit i ja mieszkaliśmy obok siebie więc kiedy tylko doszliśmy do naszych domów pożegnaliśmy się z trójką śpiewaków. Sakit odprowadził mnie pod same drzwi.
- Przepraszam, że cię dzisiaj zostawiłem, tam w lesie - przysunął się blisko i złapał mnie w tali. 
- Nic się nie stało. To nic takiego...
- Byłaś tam z Voxem. Sama. - Jego ciepły oddech gładził mnie po policzku.
- To przecież nic takiego.
- Nie wiem dlaczego ale nigdy nie trawiłem tego kolesia. - spojrzał mi prosto w oczy. Próbowałam odczytać o co mu chodzi, ale nie potrafiłam. Nachylił się i wyszeptał ,,Dobranoc" po czym po chwili dodał ,,Może...". Odszedł, nawet się nie odwrócił. Stałam tam i nie wiedziałam co mam zrobić. Po chwili osłupienia weszłam do domu, a raczej próbowałam, bo zapomniałam kluczy. Nie chciałam budzić rodziców ani nikogo z domowników, musiałam więc coś wykombinować. Na szczęście moja siostra zawsze śpi z otwartym oknem. Nie potrafię się wspinać tak dobrze jak Skit, ale dałam radę wspiąć się na pierwsze piętro. Pokój Mili oświetlała mała lampka koło drzwi. Było ciemno a moja młodsza siostra nie posprzątała pokoju więc miałam nie lada problem żeby dostać się do drzwi, nie obudzić małej i się nie przewrócić. Po kilku minutach dostałam się na korytarz. Zdjęłam buty i pobiegłam na górę do mojego pokoju. Nie świeciłam światła, nie widziałam takiej potrzeby. Wieczór, a właściwie poranek był ciepły, dlatego zdecydowałam się pójść w ślady mojej siostry i otworzyć okno. Poszłam do łazienki żeby przebrać się w piżamę. Wcześniej wzięłam szybki i zimny prysznic. Kiedy wróciłam do ciemnego pokoju ktoś siedział na moim łóżku. Postać podniosła się i zaczęła zbliżać się do mnie.


Dziennik Macko
9 maja. Kilka dni w podróży nieźle mnie zmęczyło. Treningi w szkole nigdy mnie tak nie męczą jak długie podróże. No cóż... ale w końcu to przeprowadzka do nowego domu, przeprowadzka do nowego życia. Tsa... Właśnie nowe życie, które ułożone mam od samego urodzenia. I ten ślub. Ja go wcale nie chcę, nie potrzebuje. 
Ja może tego nie potrzebuję, ale moje królestwo i moi poddani tak. Najgorsze jest to, że moja siostra też ma ślub. Tyle, że ona wychodzi za mąż za najgorszego człowieka na świecie, za Willa. Nie mam nic przeciwko Emmie, ale jej braciszek to inna bajka.
A tak z innej beczki to znowu mi się śniła, moja najmłodsza siostrzyczka. Moja zaginiona siostra, którą uznano za zmarłą. Wszyscy nie potrafią o niej zapomnieć, ale ja to już szczególnie. Dziś śniła mi się cała zapłakana, a chwilę później jej śmiech odbijał się echem w mojej głowie. W sumie to nadal nie umiem zapomnieć jej śmiechu i uśmiechu. 
Koło południa wreszcie dotarliśmy do miasta. Obiad na szczęście zjedliśmy bez Shadows. Resztę dnia spędziłem zwiedzając zamek, który jest kilka razy większy niż ten w którym się wychowałem. Wieczorem umówiłem się z chłopakami na wypad na miasto. Znaleźliśmy jakiś klub w którym było całkiem nieźle. Plusem było to, że nikt mnie tu nie rozpoznał, pewnie nikt tu nie wie jak wygląda książę Macko. To świetnie przynajmniej te kilka dni będę mógł być anonimowy.
W klubie podawali całkiem niezłe drinki, a muzyka też nie była zła. Koło dwudziestej drugiej zorganizowano karaoke. Nie zwracałem na to uwagi aż na scenę nie wpełźli jacyś pijani goście i nie zaczęli się wydurniać. Wszyscy się z nich śmiali, ale mnie jakoś to nie bawiło. Wtedy zauważyłem czarnowłosą dziewczynę, która była łudząco podobna do mojej siostry ze snów. Gapiłem się na nią chyba z pół godziny. Myślałem żeby do niej podejść i z nią zagadać, ale co miałbym jej powiedzieć ,,Hej jestem książę Macko, a ty jesteś podobna do mojej siostry, którą uznano za zaginioną, a później za zmarłą. Może pójdziemy do zamku i przedstawię cię moim w sensie prawdopodobnie naszym rodziców, a później zrobimy badania genetyczne i upewnimy się w moich przypuszczeniach??" Tylko to udało mi się wymyślić w ciągu pół godziny gapienia się na nią. Genialnie Macko!! Jesteś matematycznym geniuszem, najlepszym raider'em i potrafisz poderwać każdą dziewczynę na tym świecie, a nie potrafisz zagadać do dziewczyny, która jest tylko łudząco podobna do twojej siostry. No ładnie. Trudno mam inny plan na który mam kilka dni. W sumie to już zacząłem go realizować. Kiedy wracała do domu ze znajomymi śledziłem ją. Fajnie najpierw wariuje, a później zaczynam się bawić w detektywa... Dobra, koniec już więcej nie piszę. Koniec kropka. 
A jednak coś jeszcze napiszę. Po wyjściu z klubu koło godziny trzeciej natknąłem się na Williama, któremu oczywiście spuściłem niezły łomot. Sam się o to prosił. Do tego on pierwszy się na mnie żółcił. Chociaż może troszkę może go sprowokowałem. Hehehehe...

_________________________________________________________________________________
Dziękuje za te pięć komentarzy, które mnie bardzo zmotywowały.
 Przepraszam, że znowu się spóźniłam z rozdziałem.

Jeśli chodzi o informowanie to zostawiajcie swojego Twittera, a ja na pewno was poinformuję o nowym rozdziale. Może przez wakacje uda mi się zmodernizować bloga i dodać zakładkę informowani.

Piszcie co chcielibyście zmienić, może coś dodać, coś odjąć, ale przede wszystkim co sądzicie o tym rozdziale. Mi się on tak średnio podoba, ale cóż nie napisałam jeszcze takiego, który by mnie zachwycił.
Jeszcze raz Dziękuje wszystkim za komentarze i wyświetlenia.

czwartek, 12 czerwca 2014

Przekraczając niektóre granice, musimy liczyć się z tym, że nie będzie powrotu . . .

                                  Rozdział 4

Pogodna, słoneczna sobota. Szłam przez całą naszą dzielnicę ze spuszczoną głową. Kiedy doszłam do końca skręciłam w lewo i podeszłam do szarego parterowego domu. Zadzwoniłam do drzwi, wiedziałam że o tej porze Vox będzie sam w domu.
- Hej, co tam?? - Był lekko zszokowany, ale uśmiechnięty.
- Możemy się przejść?? 
- Jasne, tylko skoczę po telefon.
Nie czekałam długo żeby wyszedł. Jak zwykle o tej porze roku był ubrany w jeansowe szorty i biały, obcisły t-shirt. Jego blond włosy jak zwykle były postawione na żel. Długo szliśmy w milczeniu. Przeszliśmy przez całą dzielnice i wyszliśmy na plac przed zamkiem. 
- Mamy jakiś konkretny cel tego szybkiego spaceru?
- Co?? Nie, to znaczy...
- Może przejdziemy się do parku w północnej części miasta. To niedaleko.
Pokiwałam tylko głową i ruszyliśmy w stronę parku. Po drodze Vox kupił nam lody truskawkowe. Kiedy doszliśmy do parku było już koło dwudziestej. Szliśmy alejkami. Usiedliśmy na ławeczce koło jeziorka, które wyglądało pięknie.
- Chciałabym cię o coś poprosić.
- Mhm. Pewnie wiem o co chodzi.
- Tak??
-Tak, ale powiedz bo mogę się mylić.
- Chcę cię poprosić o to, żebyś przestał się kłócić z Sakitem. Jesteś moim przyjacielem i wiesz, że mi na nim bardzo zależy.
-Dziwne. Jeszcze niedawno uwielbiałaś się z nim kłócić, dogadywać i takie tam, a teraz nagle zaczęliście się lubić, nawet uważacie, że się kochacie. Czy to nie chore?? I to w ciągu kilku dni.
Ja... Mi na tobie zależy bardziej niż jemu! 
- Rozumiem. Jesteś moim przyjacielem i martwisz się o mnie, ale zrozum miłość nie wybiera.
- Tsa... Komu ty to mówisz. - Staliśmy tak na przeciw siebie przy zachodzie słońca. Vox zbliżył się do mnie. Patrzyłam teraz w jego szaro-błękitne oczy, a on nachylił się i wyszeptał:
-Kocham cię. - Nasze usta zaczęły się zbliżać do siebie ...
***
Staliśmy teraz tak jak tego wieczoru słysząc i czując swoje oddechy. Wtedy Vox nachylił się i znowu wyszeptał:
- Kocham cię - A nasze usta znów zaczęły się zbliżać. Cała ta sytuacja przeleciała mi przed oczami. To znów się działo. ,,Tym razem nie może się znowu tak skończyć" pomyślałam.
- Zwariowałeś!! - Krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie.
- Przecież wiem, że ty mnie też kochasz.
- Kocham cię, ale jak brata. Dla mnie jesteś przyjacielem, który zachowuje się jak starszy brat!! - Nie wytrzymałam tego wszystkiego pobiegłam w głąb lasu. Wróciłam do płotu, przeskoczyłam. Na początku słyszałam jeszcze krzyki Voxsa, ale byłam szybsza od niego, nigdy nie umiał mnie dogonić i tak było tym razem. Wpadłam na rynek. Świat był zaszklony moimi łzami, nie chciałam dopuścić do siebie głosu który mówił że Vox mnie KOCHA. To było coś, czego nie chciałam, coś co mogło zepsuć moje życie. I te wspomnienia ... 
Biegłam dalej nie wiedząc co robię. Nieświadomie skręciłam w kierunku domu. Wbiegłam zapłakana do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Pod poduszką znalazłam swojego iphone. Spojrzałam na ekran. Miałam kilka nieodebranych połączeń i kilka nowych smsów.`Sprawdziłam od kogo. Kilka było od Vox'a, ale reszta była od Sakit'a. Nie miałam ochoty sprawdzać co Vox mi napisał więc sprawdziłam co napisał do mnie Sakit. Była tylko jedna wiadomość o treści: ,,Przepraszam". Leżałam na łóżku jeszcze kilka minut. Niespodziewanie do mojego pokoju wtargnęła moja jedenastoletnia siostra.
- Masz może jakieś ciekawe książki?? - spytała i nie oglądając się na mnie podeszła do mojej biblioteczki z książkami.
- Mówiłam ci już, wara od moich książek !! - Chciałam ją wyrzucić z pokoju, ale ona jak zwykle wtrąciła swoje pięć groszy.
-A czemu masz takie czerwone oczy ?? Pokłóciłaś się z Sakitem?? Hmm... A może z kimś innym co??
- Daj mi spokój, to nie twoja sprawa. - Wyrzuciłam swoją siostrę za drzwi i poczułam się jeszcze gorzej. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak się czuję i doszłam do jednego wniosku: czuję się tak jakbym zdradziła Sakita. W pewnym momencie miałam jeszcze jedno wyjaśnienie, że tak naprawdę kocham też Vox'a, ale odrzuciłam tą myśl od razu. Nie mogłabym zrobić takiej rzeczy Viki - młodszej siostrze Chole - która była w nim zakochana na zabój. W końcu nie wytrzymałam i  poszłam do pokoju Mili. Przeprosiłam ją za wyrzucenie z pokoju. Siedziałyśmy tak w milczeniu dłuższą chwilę.
- Nie rozstałaś się z Sakitem, prawda ??
- Nie, chyba się obraził, chociaż to chyba nie to... Sama nie wiem. To trochę...
- Skomplikowane. Powtarzasz się wiesz. - patrzyłam na nią z wzrokiem pytającym, bo nie rozumiałam o co chodzi młodej. - Zawsze tak mówisz jeśli chodzi o twoje relacje z Skitem. One zawsze są dla ciebie skomplikowane. - Nic już więcej nie powiedziała.
- Który jest dzisiaj?? - spytałam przerywając ciszę
- Hmm... 9 maja. A co ???
- Co ?! Muszę lecieć się szykować o 18 zaczyna się impreza.
- Zabierz mnie.
- Może jak będziesz starsza. 
Wyszłam z pokoju była godzina 16:47 co oznaczało, że nie mam zbyt dużo czasu. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i otworzyłam szafę na oścież. Spojrzałam na telefon była godzina 17:15. Wybieranie ciuchów zajęło mi kolejne piętnaście minut. W końcu wybrałam czarną bokserkę, czarne skórzane rurki, czarne szpilki ze złotymi podeszwami i zestaw złotej biżuterii (długie, wiszące kolczyki i bransoletkę z moim imieniem). Malowanie poszło mi dość sprawnie. Nałożyłam tusz do rzęs, trochę czarnych cieni ze złotym akcentem, kreski eylinerem oraz delikatny różowy błyszczyk na usta. Kiedy skończyłam była godzina 17:42. Poszłam do salonu gdzie siedziała mama i powiedziałam, że wychodzę. Stanęłam jeszcze tylko w korytarzu i przejrzałam się w lustrze. Mój ubiór dopełniały moje kruczoczarne włosy i czarne oczy. Nie bez powodu wszyscy mówili na mnie BLACK. Założyłam jeszcze tylko czarną skórzana kurtkę ze złotymi zamkami. Już miałam wychodzić gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Sakita. Od razu rzuciłam się chłopakowi na szyje. Objął mnie i przytulił mocniej. Kiedy wreszcie go puściłam nadal był smutny. Wyglądał ślicznie. Miał na sobie białą koszulkę na ramiączkach, białą koszulę w cieniutką, prawie niewidoczną czarną kratę, białe spodnie, srebrno-białe Vansy oraz nieśmiertelniki, które dałam mu na ostatnie urodziny. Mój WHITE. Ja jestem Black, a on White. Czerń i biel przyciągają się do siebie.
- Pięknie wyglądasz.
- Ty też niczego sobie. - Wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę ,,Skorpiona" gdzie odbywała się impreza. Nie odzywaliśmy się do siebie i to mnie martwiło.
- Dlaczego tak szybko zniknąłeś po treningu ??
- Przepraszam, ale musiałem się uspokoić i przemyśleć kilka spraw.
- Mogłeś mi powiedzieć, a zamiast tego sterczałam później sam na sam z Voxem.
- Cooo ??!!
- Tooo... - Uśmiechnełam się i pociągłam go za rękaw.
- Co on ci powiedział?? To przez niego płakałaś, czy może jednak przeze mnie ?? 
- Słucham skąd o tym wiesz??
- Yyyy ... no wiesz... O wszyscy już są pośpieszmy się.
- Sakit - pociągnełam go za rękę ale on nie stanął, byliśmy już za blisko naszych znajomych w tym Vox'a żeby się kłócić i dogadywać. Vox uśmiechał się od ucha do ucha, a Sakit spoważniał. Stali tak na przeciw siebie. Wyglądali jakby mieli się zaraz pozabijać.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale wiecie szkoła i jeszcze mażoretki itp.
Od razu zastrzegam, że jeśli pod tym rozdziałem nie będzie przynajmniej 5 komentarzy
nie piszę kolejnego rozdziału. Jeśli możecie to udostępniajcie mojego bloga gdzie tylko możecie :)
P.S Jeśli ktoś chce byś informowany o następnych rozdziałach, poszę o zostawienie jakiegoś namiaru np. na TT czy pocztę ;p
Dziękuje za wszystko ... 

niedziela, 11 maja 2014

Głupstw przeszłości nie da się cofnąć, ale da się naprawić.

Rozdział 3

Z oddali usłyszałam gwizdy i owacje. Ktoś zaczął krzyczeć: ,, Jeszcze jeden". Poczułam, że się rumienię i uśmiecham. Sakit trzymał mnie w swoich ramionach. Podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Odwróciłam się. Zobaczyłam gromadzących się wokół nas naszych przyjaciół.
- Idioci - Sakit uśmiechnął się od ucha do ucha, ale nawet uśmiech nie zamaskował jego czerwonych policzek.
- Chyba mówisz o sobie. - Powiedział dwu metrowy blondyn który podszedł do nas aby przywitać się z Sakitem. - I jak zwykle spóźnieni. - Mruknął pod nosem Harry.
- Taka tradycja - wypaliła radośnie Chole, czerwonowłosa piękność. Chole była moją przyjaciółką, była wyższa ode mnie, ale i tak o głowę niższa od Harrego.
Przywitaliśmy się z wszystkimi z naszego klubu, a właściwie drużyny, którą stanowiło piętnastu chłopaków i piętnaście dziewczyn, wliczając w to mnie i Sakita. Co robiliśmy o godzinie siódmej trzydzieści w lesie?? Trenowaliśmy się w sztuce wojennej. Wprawdzie wojna pomiędzy Shadows a Knight skończyła się ponad osiem lat temu, ale cały czas prowadzone były działania wojenne z innymi krajami i nie wiadomo było czy któryś z tych krajów nie napadnie na nasze miasto. W Knight i Shadows były wyspecjalizowane szkoły wojskowe, które szkoliły specjalnych żołnierzy zwanych The Raiders. My nie mogliśmy chodzić do tych szkół, ponieważ nasze miasto nie należy jeszcze do żadnych z tych krajów. Nawet po zjednoczeniu królestw, po oficjalnym włączeniu naszego miasta do nowego państwa i po połączeniu tych szkół nie będziemy mogli tam uczęszczać. Takie zasady. Nikt natomiast nie powiedział, że sami nie możemy się czegoś nauczyć, aby w razie potrzeby ochronić nasze miasto. 
- To co dzisiaj trenujemy?? - Spytałam po chwili milczenia.
- Dziś poćwiczymy walkę w ręcz, a później strzelanie z łuków?? - Jak zwykle Sakit rozplanował już nasze zajęcia. Wszystkim rozdał plan treningowy na dziś i następny tydzień.
- A walkę wręcz ćwiczymy w duetach czy pojedynczo?? - spytała ta wredna małpa Eter. Wiedziałam, że chce trenować z Sakitem, który od dawna jej się podobał.
- Gdybyś spojrzała na kartkę którą ci przed chwilą dałem wiedziałabyś, że zorganizujemy dzisiaj rozgrywki z których wyłonimy dwóch zwycięzców, po jednym z każdej kategorii, którzy będą walczyć ze sobą w finale. To będzie świetny trening, a przy okazji sprawdzimy jakie postępy zrobiliśmy w ciągu miesiąca.
- No cóż, skoro musimy. - jęczała Eter
Wylosowaliśmy swoich przeciwników, oczywiście jedna osoba z każdej kategorii była bezpieczna przez pierwszą rundę. Moją pierwszą przeciwniczką była Aoi, z którą wygrałam bez przeszkód. Z resztą dziewczyn też poradziłam sobie bez problemu. Tak jak Sakit dotarłam do półfinałów. Moim przeciwnikiem okazała się Eter, a Sakita - Vox. Półfinały były ciężkie. Eter nabiła mi kilka ładnych siniaków zanim ją pokonałam. Kątem oka dostrzegłam, że walka pomiędzy chłopakami się nie skończyłam. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam krew na głowie Sakita, co mnie przeraziło. Natomiast Vox był tylko mocno poobijany. Walka była zażarta, żaden z nich nie chciał przegrać. Obaj nie mieli już siły dalej walczyć, lecz Sakit miał większą wolę zwycięstwa. Nagle Sakit uderzył Voxa z półobrotu w twarz. Ten zachwiał się i upadł co było równoznaczne z jego przegraną.Wszyscy wybuchli radością i śmiechem, ponieważ zawsze to się tak kończyło. Jak zawsze Sakit podszedł do Voxa i podał mu rękę aby pomóc mu wstać i na znak, że nie chowają do siebie urazy. Tym razem Vox nie podał ręki. Widać było po nim wściekłość i żal, ale nie byłam pewna do kogo. Sakit podszedł do mnie uśmiechnięty, ale przygaszony i zmęczony. Chyba było po mnie widać, że martwię się o niego i o jego ranę na głowie, bo kiedy podszedł powiedział:
- Oto zwycięzca dzisiejszych zawodów!!! - podniósł mi rękę na znak zwycięstwa, a później przytulił mnie z uśmiechem na ustach i pocałował w czoło.
Po chwili radości nastąpiła dwudziesto minutowa przerwa na opatrzenie rany i własnej dumy. Ja zajęłam się opatrzeniem ran Sakita z czego nie był zadowolony. Na szczęście zawsze ze sobą mieliśmy apteczkę. Sakit krzywił się kiedy polałam mu ranę wodą utlenioną. Rana na szczęście okazała się długa, ale nie głęboka.
- Jak on ci to zrobił??? - spytałam po chwili dłuższego milczenia
- Nie wiem. Walnął mnie pięścią tak że mnie zaćmiło, a potem poczułem ból na czole.
- Rana wygląda mi na zrobioną nożem. - stwierdziłam po dokładniejszym zbadaniu.
- Przecież ustaliliśmy, że ... - przerwał i pogrążył się w swoich myślach - Hmm... Chyba muszę z nim porozmawiać. - próbował wstać gwałtownie. Ledwo go powstrzymałam, przecież ledwo się ruszał. Wiedziałam też co się wydarzy, że zacznie się bojka nie tylko pomiędzy Sakitem i Voxem, ale też pomiędzy resztą chłopaków.
- Ja z nim porozmawiam, dobra?? - Chciałam wstać, ale powstrzymał mnie.
- Nie chce abyś to ty z nim rozmawiała. - w gruncie rzeczy Sakit był bardzo zazdrosny, a szczególnie kiedy chodziło o mnie i o Voxa.
Ja i Vox jesteśmy przyjaciółmi odkąd tylko pamiętam, a Sakit pojawił się kiedyś i od razu zaczął mnie denerwować. Chłopcy nigdy się nie dogadywał, a szczególnie odkąd tylko jesteśmy razem. Sakit przestał się kłócić z Voxem, bo go o to poprosiłam, ale gdy poprosiłam o to wysokiego, czarnowłosego i niebieskookiego chłopaka, którego nazywałam przyjacielem zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam.  
- I tak z nim porozmawiam. - Sakit popatrzył się na mnie spode łba - Nie martw się przecież mnie nie zje, a i tak miałam zamiar z nim porozmawiać o czymś innym. - Uśmiechnęłam się do niego najszczerzej jak tylko potrafiłam, ale  i tak mi nie uwierzył.
- Czas na strzelanie z łuków!! - krzyknął niezwracająca już na mnie uwagi.
Jeśli chodzi o łucznictwo nie ma w naszej drużynie lepszego łucznika ode mnie. Sakit był zły. Hmmm... To mało powiedziane był wściekły. Cały czas podchodził do mnie i się czepiał o byle co. Jeśli chodzi o technikę nie jestem w tym najlepsza, ponieważ mam własną, którą doskonaliłam przez lata. Zaczynało mnie to irytować, ale do końca zachowałam kamienną twarz. 
- Chłopie przestał byś się już jej tak czepiać - usłyszałam za sobą ostry, ale przyjemny głos.
Za mną i moim chłopakiem stał Vox.
- Czepiasz się jej, a sam nie potrafisz zrobić tego lepiej od niej. - On zawsze był dla mnie jak starszy brat, który broni mnie przed natrętnymi łobuzami.
- Vox przestań, nikt nie jest idealny łącznie ze mną. - Spojrzałam na niego miną wręcz błagalną.
- Dobra już dobra, ale on i tak nie powinien nikogo tak traktować - rzucił jeszcze odchodząc.
Sakit  był nad wyraz spokojny, lecz jego szare oczy zrobiły się praktycznie białe. Wróciłam do pozycji strzeleckiej. Poczułam na swoim ramieniu lekki dotyk, który dobrze znałam, ale teraz był jeszcze lżejszy i delikatniejszy. Usłyszałam ciepły, delikatny głos który wyszeptał ,, Przepraszam". Po swojej lewej stronie zobaczyłam odchodzącego białowłosego chłopaka. Trening dobiegał końca i wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Szukałam wzrokiem Sakita lecz go nie znalazłam. Zawsze wracaliśmy razem. Zawsze, ale dziś na mnie nie czekał. Ktoś stał za mną, czułam to. Odwróciłam się z uśmiechem myśląc, że to Sakit ale... zobaczyłam tylko Voxa, który uśmiechał się do mnie. Niestety ja nie potrafiłam odwzajemnić jego uśmiechu.
- Nie mnie się spodziewałaś tylko jego. - dopiero teraz zauważyłam, że zostaliśmy sami. Chłopak przysunął się do mnie bliżej.
- Ja ... Tak myślałam, że to Sakit ale...
- Ale on cię zostawił. - Staliśmy tak dłuższą chwilę milcząc. - Dzisiaj traktował cię okropnie. Wkurzył się, że mu nieźle dokopałem i wyżywał się na tobie.
- Miał do tego prawo!! - Nie umiałam się już powstrzymać - Ty oszukiwałeś, użyłeś noża prawda?! Przecież ustalaliśmy... Ty nawet to wymyśliłeś, a teraz - Przytulił mnie niespodziewanie, a ja się rozbeczałam jak głupia. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Przepraszam tak jakoś wyszło. Po prostu byłem zazdrosny o to, że jest najlepszy, że wszyscy go tak chwalą o to wszystko co ma, a przede wszystkim ... o ciebie. - Wyrwałam się szybko z jego uścisku. Byłam wstrząśnięta. Przecież byliśmy przyjaciółmi przecież tamto się nie liczy, przecież ... Podszedł do mnie bardzo blisko nachylił się do mojego lewego ucha i wyszeptał:
- Wciąż myślę o tym co ci powiedziałem tamtej nocy.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział II

Rozdział 2 

 Zeszliśmy do kuchni po kręconych schodach. Mili siedziała już przy stole z miską swoich ulubionych tęczowych płatków. Jak zwykle rozczochrana i z książką. Podeszłam i na przywitanie rozczochrałam bardziej jej długie, brązowe włosy. Moja młodsza siostra spojrzała na mnie spode łba. Sakit przywitała ją pogodnym uśmiechem, po czym spytał się jej co czyta. Nie pamiętam co czytała, bo cały czas rozglądałam się szukając mamy w naszej dość dużej kuchni, połączonej z jadalnią.
- Mili gdzie jest mama??
- Mam nadzieję, że wyszła a my się z nią nie miniemy. - powiedział to nie w porę bo mama właśnie w tej chwili weszła przez drzwi.
- A dlaczego nie chcesz się ze mną widzieć Sakit ?? Czyżbym była już taka stara i brzydka, czy może też znowu wszedłeś przez okno na drugim piętrze, zamiast przez drzwi jak normalni ludzie ?! - Stanęła za nim i wpatrzyła się w niego jakby chciała go udusić. Sakit nie bał się moich rodziców, ale czół do nich ogromny respekt.
- Nie proszę pani. - Powiedział to niemal zaczynając się jąkać.
- A tak w ogóle to Dzień dobry. - uśmiechnęła się i podeszła pocałować mnie w policzek.
- Dzień dobry proszę pani. 
- Hej mamo. - Czułam złość  w słowach mojego chłopaka, więc spróbowałam je zagłuszyć moim uśmiechem i pogodnym przywitaniem.
- Znów wybieracie się na te treningi ?? Nie znudziło wam się to jeszcze ?? - ciągnęła moja mama jakby chciała jeszcze bardziej go wkurzyć. I zazwyczaj jej się to udawało. Nie wiarygodne ile w tej drobnej osobie w czarnych lokach było zawziętości i wytrwałości.
- Przecież wiesz, że chodzimy tam trenować odkąd się tu wprowadziliśmy. - spróbowałam to powiedzieć z uśmiechem i w jak najradośniejszy sposób, ale zachowanie mojej mamy zaczynało mnie już to irytować.
- No tak, ale w tedy byliście dziećmi takimi jak Mili i jej koledzy, a teraz jesteście już prawie dorośli. - Zrobiła tą swoją przymilającą minę. Jak dla mnie to ta mina przypominała mi minę wiedźmy.
- Keira, chyba musimy już iść, bo się spóźnimy. - W jego głosie słyszałam nacisk. Dobrze wiedziałam, że nie chce już dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z moją mamą. Mama odwróciła się tyłem i zaczęła coś szykować.
- Już chcecie wychodzić ?? Keira a zjadłaś śniadanie ?? - Mama nie dawała nam spokoju
- Sakit ma rację musimy już iść, a śniadanie zjem później na mieście.
- Weź chociaż jabłko. - Z niechęcią wziełam jebłko, naktóre nie miałam ochoty. Wpatrzyłam się w zieloną skórkę jakby było najcenniejszym skarbem świata i zaczełam krążyć myślami wokół mojej rozmowy z Sakitem. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Mili, która jakoś dizwnie siedziała cały czas cicho:
- Sakit a zrobiłbyś to salto, które ostatnio pokazywałeś albo pokaż jakieś inne tricki ?? - spytała swoim słodkim, przymilającym się głosikiem, którego często używała kiedy z nim rozmawiała.
- Pżecież nie zrobi tego w domu, a po za tym my naprawdę musimy już iść.
- Tak, Keira ma rację, może następnym razem jak przyjdę to pokarzę ci coś zupełnie nowego, dobrze Milianno.
- No... dobrze.
Sakit jak zwykle otworzył mi drzwi, po czym pożegnał się z Mili i moją mamą. Szliśmy boczną ulicą nie odzywając się do siebie. Po mimo wczesnej godziny na ulicach było już zakorkowane, a ludzie przeciskali się przez siebie. Szłam pierwsza, Sakit szedł za mną. Skręciliśmy na główny plac w mieście, a następnie w ciemną uliczkę. Uliczka była wąska ale spokojnie mogliśmy z Sakitem iść obok siebie. Zauważyłam jego zamyśloną twarz i nawet nie musiałam zgadywać o czym myśli, bo dobrze wiedziałam o czym. Ja też o tym myślałam. O naszych snach. Przeszliśmy przez teren zabudowany i prawie wpadliśmy na dwu metrowy płot. Już czułam zapach leśnych drzew i wiosennych łąk. Bez problemów przeskoczyliśmy płot, a następnie skierowaliśmy się w stronę lasu. Szliśmy już dobre pięć minut ( a zostało nam jeszcze jakieś dziesięć minut drogi ) gdy Sakit mnie zatrzymał. Objął mnie w pasie i spojrzał mi prosto w oczy. Kochałam wpatrywać się w jego błękitne oczy. Uśmiechnął się i zgarnął mi z twarzy kilka kosmyków moich czarnych włosów.
- Kocham je. 
- Ale co ?? - Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Twoje wielkie czarne oczy. - Przytulił mnie mocno i zaczął szeptać. - Nie sądzisz, że byliśmy sobie od zawsze przeznaczeni ?? Ta sama data urodzin, te same zainteresowania, lubimy tą samą muzykę, te same dyscypliny sportu, mamy podobne sny i ... - tu na chwilę urwał - bardzo podobne tatuaże.
Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam w jego oczy, które stały się smutne. Mnie tez zrobiło się smutno, a on to zauważył.
- Miałeś o tym nie wspominać. Przecież w naszym świecie takie rzeczy się zdarzają, prawda ??
Spojrzał na mnie z powagą. Dobrze wiedział, że nie lubię rozmawiać o swoim tatuażu na brzuchu. Były takie podobne... mój tatuaż na brzuchu i jego na lewy ramieniu, były podobne, ale nie takie same.
- Wiem, ale to mnie męczy, nurtuje, nawet już denerwuje. Ale teraz to nie pora na takie dylematy. - Nawet nie zauważyłam kiedy siedziałam już mu na baranach, szliśmy dalej, a on rzucał swoje oklepane dowcipy, z których i tak się śmiałam. Kiedy weszliśmy na polanę zeszłam z niego na ziemię. Chwycił mnie za rękę, przyciągną do siebie i wyszeptał, gładząc mnie po policzku:
- Zapomniałem o jednej rzeczy, która nas łączy... Oboje mamy wspaniały dar. - nachylił się i pocałował mnie w usta.