Rozdział 2
Zeszliśmy do kuchni po kręconych schodach. Mili siedziała już przy stole z miską swoich ulubionych tęczowych płatków. Jak zwykle rozczochrana i z książką. Podeszłam i na przywitanie rozczochrałam bardziej jej długie, brązowe włosy. Moja młodsza siostra spojrzała na mnie spode łba. Sakit przywitała ją pogodnym uśmiechem, po czym spytał się jej co czyta. Nie pamiętam co czytała, bo cały czas rozglądałam się szukając mamy w naszej dość dużej kuchni, połączonej z jadalnią.
- Mili gdzie jest mama??
- Mam nadzieję, że wyszła a my się z nią nie miniemy. - powiedział to nie w porę bo mama właśnie w tej chwili weszła przez drzwi.
- A dlaczego nie chcesz się ze mną widzieć Sakit ?? Czyżbym była już taka stara i brzydka, czy może też znowu wszedłeś przez okno na drugim piętrze, zamiast przez drzwi jak normalni ludzie ?! - Stanęła za nim i wpatrzyła się w niego jakby chciała go udusić. Sakit nie bał się moich rodziców, ale czół do nich ogromny respekt.
- Nie proszę pani. - Powiedział to niemal zaczynając się jąkać.
- A tak w ogóle to Dzień dobry. - uśmiechnęła się i podeszła pocałować mnie w policzek.
- Dzień dobry proszę pani.
- Hej mamo. - Czułam złość w słowach mojego chłopaka, więc spróbowałam je zagłuszyć moim uśmiechem i pogodnym przywitaniem.
- Znów wybieracie się na te treningi ?? Nie znudziło wam się to jeszcze ?? - ciągnęła moja mama jakby chciała jeszcze bardziej go wkurzyć. I zazwyczaj jej się to udawało. Nie wiarygodne ile w tej drobnej osobie w czarnych lokach było zawziętości i wytrwałości.
- Przecież wiesz, że chodzimy tam trenować odkąd się tu wprowadziliśmy. - spróbowałam to powiedzieć z uśmiechem i w jak najradośniejszy sposób, ale zachowanie mojej mamy zaczynało mnie już to irytować.
- No tak, ale w tedy byliście dziećmi takimi jak Mili i jej koledzy, a teraz jesteście już prawie dorośli. - Zrobiła tą swoją przymilającą minę. Jak dla mnie to ta mina przypominała mi minę wiedźmy.
- Keira, chyba musimy już iść, bo się spóźnimy. - W jego głosie słyszałam nacisk. Dobrze wiedziałam, że nie chce już dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z moją mamą. Mama odwróciła się tyłem i zaczęła coś szykować.
- Już chcecie wychodzić ?? Keira a zjadłaś śniadanie ?? - Mama nie dawała nam spokoju
- Sakit ma rację musimy już iść, a śniadanie zjem później na mieście.
- Weź chociaż jabłko. - Z niechęcią wziełam jebłko, naktóre nie miałam ochoty. Wpatrzyłam się w zieloną skórkę jakby było najcenniejszym skarbem świata i zaczełam krążyć myślami wokół mojej rozmowy z Sakitem. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Mili, która jakoś dizwnie siedziała cały czas cicho:
- Sakit a zrobiłbyś to salto, które ostatnio pokazywałeś albo pokaż jakieś inne tricki ?? - spytała swoim słodkim, przymilającym się głosikiem, którego często używała kiedy z nim rozmawiała.
- Pżecież nie zrobi tego w domu, a po za tym my naprawdę musimy już iść.
- Tak, Keira ma rację, może następnym razem jak przyjdę to pokarzę ci coś zupełnie nowego, dobrze Milianno.
- No... dobrze.
Sakit jak zwykle otworzył mi drzwi, po czym pożegnał się z Mili i moją mamą. Szliśmy boczną ulicą nie odzywając się do siebie. Po mimo wczesnej godziny na ulicach było już zakorkowane, a ludzie przeciskali się przez siebie. Szłam pierwsza, Sakit szedł za mną. Skręciliśmy na główny plac w mieście, a następnie w ciemną uliczkę. Uliczka była wąska ale spokojnie mogliśmy z Sakitem iść obok siebie. Zauważyłam jego zamyśloną twarz i nawet nie musiałam zgadywać o czym myśli, bo dobrze wiedziałam o czym. Ja też o tym myślałam. O naszych snach. Przeszliśmy przez teren zabudowany i prawie wpadliśmy na dwu metrowy płot. Już czułam zapach leśnych drzew i wiosennych łąk. Bez problemów przeskoczyliśmy płot, a następnie skierowaliśmy się w stronę lasu. Szliśmy już dobre pięć minut ( a zostało nam jeszcze jakieś dziesięć minut drogi ) gdy Sakit mnie zatrzymał. Objął mnie w pasie i spojrzał mi prosto w oczy. Kochałam wpatrywać się w jego błękitne oczy. Uśmiechnął się i zgarnął mi z twarzy kilka kosmyków moich czarnych włosów.
- Kocham je.
- Ale co ?? - Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Twoje wielkie czarne oczy. - Przytulił mnie mocno i zaczął szeptać. - Nie sądzisz, że byliśmy sobie od zawsze przeznaczeni ?? Ta sama data urodzin, te same zainteresowania, lubimy tą samą muzykę, te same dyscypliny sportu, mamy podobne sny i ... - tu na chwilę urwał - bardzo podobne tatuaże.
Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam w jego oczy, które stały się smutne. Mnie tez zrobiło się smutno, a on to zauważył.
- Miałeś o tym nie wspominać. Przecież w naszym świecie takie rzeczy się zdarzają, prawda ??
Spojrzał na mnie z powagą. Dobrze wiedział, że nie lubię rozmawiać o swoim tatuażu na brzuchu. Były takie podobne... mój tatuaż na brzuchu i jego na lewy ramieniu, były podobne, ale nie takie same.
- Wiem, ale to mnie męczy, nurtuje, nawet już denerwuje. Ale teraz to nie pora na takie dylematy. - Nawet nie zauważyłam kiedy siedziałam już mu na baranach, szliśmy dalej, a on rzucał swoje oklepane dowcipy, z których i tak się śmiałam. Kiedy weszliśmy na polanę zeszłam z niego na ziemię. Chwycił mnie za rękę, przyciągną do siebie i wyszeptał, gładząc mnie po policzku:
- Zapomniałem o jednej rzeczy, która nas łączy... Oboje mamy wspaniały dar. - nachylił się i pocałował mnie w usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz